Wybory wygrywa się zwykle dzięki kampanii wyborczej. Bronisław Komorowski może wygrać pomimo niej. Ale konkurenci są nie lepsi.
Tak na oko to Bronisław Komorowski mógłby sobie poważnie pogadać tylko z Januszem Palikotem i Adamem Jarubasem, reszta albo jest egzotyczna, albo pokazała, że – delikatnie mówiąc – jest nieprzygotowana.
Ze wszystkich wyborów prezydenckich w III RP te najbliższe – właśnie oficjalnie ogłoszone na 10 maja – zapowiadają się najskromniej. Partie nie mają na te wybory pomysłu. Ani specjalnie do nich serca.
Zamierzam ubiegać się ponownie o wybór na urząd prezydenta – ogłosił urzędujący prezydent w czwartek kilka minut po godzinie 12.
Data ta – jak pisaliśmy wcześniej – uzgodniona z prezydentem Bronisławem Komorowskim jest dla niego najlepszą z możliwych.
Po długich dyskusjach PSL zdecydowało się na wystawienie własnego kandydata w wyborach na prezydenta. Będzie nim Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego. To bardzo zła wiadomość dla Bronisława Komorowskiego.
Bronisław Komorowski nie ma dziś poważnej konkurencji.
Wybory prezydenckie w 2015 r. wydają się niemal rozstrzygnięte. Ale w tych wyborach chodzi nie tylko o pierwsze miejsce.
Przed zbliżającym się maratonem wyborczym sondaże urastają do rangi świętych wersetów. Próbuje się z nich wyczytać, co demos myśli, co czuje i kogo wybierze. Kłopot w tym, że społeczeństwo nie myśli, nie czuje i nie wie, co zrobi.