Jeśli przy takiej dysproporcji sił jest jakaś szansa na zwycięstwo, to tylko jeśli sami wyborcy opozycji mocniej włączą się w kampanię. Stawka jest zbyt duża, aby wszystko oddać w ręce nielicznych działaczy demokratycznych partii i oceniać z boku, jak sobie radzą. Opozycja to my.
Zgromadzone środki partie mogą przelać na fundusz wyborczy albo wykorzystać już teraz, bo – jak słyszymy – prekampania trwa i tania nie jest.
Na początku marca, gdy Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia podjęli rozmowy o wspólnym starcie do Sejmu, zapowiedzieli, że do końca miesiąca zapewne ogłoszą ich finał. Teraz nowym deadline′em jest majówka.
Szum wokół Konfederacji jest może nieadekwatny do jej rzeczywistych zwyżek sondażowych, ale widać, że ta formacja narobiła kłopotu i PiS, i opozycji. Z tym że Kaczyński nie będzie się wzdragał przed koalicją z konfederatami, a Tuskowi i reszcie nie będzie wypadało.
Tegoroczną Wielkanoc wyborcy opozycji spędzają bez pewności politycznego zmartwychwstania. Pesymizm ściera się z nadzieją na cud. Pytanie, czy ten cud da się jeszcze zorganizować.
W sprawach światopoglądowych Konfederacja jest zdecydowanie bardziej zgodna z PiS. Jednak w polityce gospodarczej stanowi wyzwanie dla partii centroprawicowych.
Pobożne masy są tu wehikułem i łatwowiernymi ofiarami. Nie wszyscy głosują na PiS, ale wielu szczerze kocha i podziwia papieża. Chcąc nie chcąc, zostają zapisani do PiS, tak samo zresztą jak Jan Paweł II.
Rozmowa z socjologiem Marcinem Dumą, szefem ośrodka badawczego IBRiS, o tym, jak spór o papieża może wpłynąć na wybory, jak Kaczyński gra rolę stand-upera i że największą partią w Polsce nie jest ani PiS, ani PO.
Prawda jest taka, że żadna ilość pudru nie zrobi z Konfederacji partii liberalnej czy wolnościowej. Jest to w większości formacja skrajnie konserwatywnych zamordystów, którzy są bardziej radykalni od PiS-u.
Doniesienia o śmierci wspólnej listy opozycji okazały się przesadzone. Temat właśnie powrócił, choć najbardziej palącą dziś kwestią jest nie to, czy się jednoczyć, ale jak?