Jarosław Kaczyński zapowiedział przed wyborami politykę miłości. Gdy wilki wdziewają owcze skóry, trzeba zmykać na drzewo. Albo przygotować się do wojny.
Po ostatnim weekendzie emocje między byłymi koalicjantami są bardzo złe. Odkręcenie wzajemnej niechęci i ustąpienie jednej ze stron będzie bardzo trudne.
Premier jest największym kalibrem wśród spadochroniarzy w tych wyborach, choć wszystkie posunięcia PiS przenika wszechobecna strategia prezesa: najlepsze kąski zrzuca na okręgi, w których wynik może podlegać wahaniom. Śląsk jest w tej koncepcji najważniejszym poligonem doświadczalnym. Ale nie będzie to ofensywa łatwa.
Brak programu wyborczego od dawna był piętą achillesową Platformy Obywatelskiej. Już jest i widać, że PO nade wszystko chce być postrzegana jako formacja przyjazna ludziom, a przy tym wyważona i stroniąca od frontów kulturowych. I w sumie można się było tego po Platformie spodziewać. Ani teraz czas, ani miejsce na wymyślanie się na nowo. Pierwszy krok został wykonany.
„Nie wystarczy być anty-PiS-em” – ogłosił w sobotę Grzegorz Schetyna. Przedstawił sześć najważniejszych punktów, wokół których buduje program opozycji.
PiS nie przedstawił jeszcze programu, a już pokazuje jedynki na listach wyborczych. Na kogo i dlaczego stawia Jarosław Kaczyński?
Może i wasz Sejm, ale nasz Senat – takie hasło pojawia się w kręgach opozycyjnych po przegranych wyborach. Miałaby się powtórzyć historia sprzed 30 lat, kiedy zjednoczona solidarnościowa opozycja obsadziła 99 miejsc w stuosobowym Senacie, podczas gdy w Sejmie większość miały siły dawnego reżimu.
Politycy PiS, a w ślad za nimi zachwyceni dziennikarze TVP, nazywali katowicką konwencję partii burzą mózgów i mrowiskiem pomysłów. Z bliska wyglądało to jak uroczysty zjazd sytej partii władzy.
PiS chce się wkupić w łaski młodych, by ci mogli odwdzięczyć się partii rządzącej już w jesiennych wyborach. Ale zerowy PIT to prezent nieoczywisty. Dlaczego?
Tylko szeroka koalicja może wygrać z PiS, to nieprawda, że lepsze będą dwa bloki. Jeśli będzie trzeba, jesteśmy też gotowi do dalszych negocjacji – słyszymy w SLD, które chce iść do wyborów w koalicji.