Lewica zaprezentowała w Warszawie kandydatów otwierających jej listy do Sejmu. Może dziwić, że najwięcej miejsc dostali działacze Wiosny. Nieoficjalnie mówi się, że listy powstawały w atmosferze dużych tarć.
Ten weekend kampanii wyborczej PiS upłynął pod znakiem ostentacyjnego już potwierdzania ścisłego sojuszu ołtarza z tronem. I to przez obie strony.
Notowania PiS ani drgną, nawet lekko idą w górę. Czy to oznacza, że sprawa lotów marszałka Sejmu i jego rodziny spłynęła po partii jak po kaczce?
Porozumienie w tej sprawie ma być już gotowe i podpisane, a jego szczegóły liderzy opozycyjnych ugrupowań planują zaprezentować w poniedziałek – poinformowała „Gazeta Wyborcza”.
Liderów list komitetu PSL-Koalicja Polska ogłoszono na krajowej konwencji wyborczej ludowców w Płocku.- Nie jesteśmy anty-PiS-em, nie jesteśmy antyopozycją - mówił prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Jarosław Kaczyński tak poukładał listy, żeby zmaksymalizować zyski. Postawił na ludzi znanych w okręgach, awansował rzeczników partii, dał miejsca ojcom premiera i prezydenta. Wystawił też Dominika Tarczyńskiego, bo wyborcy PiS go uwielbiają.
Jak już wiemy, w Polsce ma zapanować prawdziwa demokracja, prawdziwa praworządność i prawdziwa równość (pewnie inne „prawdziwości” też się pojawią). Wprawdzie termin zaistnienia tych wartości nie został jeszcze oficjalnie podany, ale warto obserwować antycypacje tego, co nas czeka.
Najlepsze są ponoć rozwiązania najprostsze, choć droga do nich często wiedzie naokoło. Czy polska lewica po latach błędów i wypaczeń wreszcie dorobiła się pomysłu na siebie?
Zaczęła się kampania, która może być najostrzejszym starciem, jakie widziała polska demokracja po 1989 r.
Dymisja marszałka Sejmu sprawia, że wynik wyborów do Sejmu nie jest w 100 proc. przesądzony. Dla PiS afery z nadużywaniem przywilejów władzy są najgroźniejsze.