Toczy się w Polsce debata na temat politycznego centrum. Centrowi wyborcy nie mają dziś na kogo głosować. Dlatego będą podejmowane próby przechwycenia elektoratu, który nie identyfikuje się ani z lewicą, ani z prawicą. Ale czy taki elektorat w ogóle istnieje?
Szykuje się rekord niczym z Księgi Guinnessa – w jednej, drobnej na pozór sprawie karnej sąd może przesłuchać nawet pięć tysięcy świadków. Komu to zawdzięcza? Renacie Beger, filuternej posłance z Samoobrony, oskarżonej o zwykłe oszustwo.
Liderzy AWSP byli pewni, że koalicja przeskoczy próg do Sejmu dzięki wynikowi wyborczemu uzyskanemu na Podkarpaciu. Wyborcy jednak swoją przychylnością obdarzyli SLD oraz Zygmunta Wrzodaka, który na Podkarpaciu triumfował. Pan Bóg karze pychę bardziej niż cudzołóstwo – diagnozuje Jarosław A. Szczepański, szef gazety codziennej „Nowiny”. Region Solidarności ma udziały w dzienniku, które zwykle gwarantowały przychylność dla prawicy. Tym razem to nie wystarczyło.
Ponad milion wyborców Samoobrony pewnie nie wie, że głosowało na całkiem prywatne przedsięwzięcie Andrzeja Leppera. Nazwa i winieta partii służy jako logo dla przedsiębiorstwa stworzonego 10 lat temu. Firma działa na dziko, nie płaci podatków, ukrywa obroty i zyski. Łamie prawo, ale cieszy się bezkarnością. Przez najbliższe cztery lata tę bezkarność dodatkowo wzmocni immunitet parlamentarny.
Większość w nowym Sejmie stanowić będą posłowie debiutanci – 248 osób. Ale są też polityczni weterani. W ławach na Wiejskiej zasiądzie czterech byłych premierów, trzech wicepremierów, dwudziestu dwóch ministrów i podobna liczba byłych wiceministrów.
Czy Polacy, znając wynik wyborów, dziś głosowaliby inaczej? Czy tęsknota za silnym i sprawnym rządem sprawiłaby, że koalicja SLD-UP jednak dostałaby teraz mandat na samodzielne rządzenie? Czy ewentualne przyspieszone wybory mogłyby zmienić skład parlamentu i w jaką stronę?
Mamy za sobą chyba najdziwniejsze wybory współczesnej Europy. Czterech ugrupowań – z sześciu, które te wybory wygrały – nie było w poprzednim Sejmie. Za to partie rządzące nie zdobyły ani jednego mandatu. Co więcej: jeszcze nowy parlament się nie zebrał, a już zabrnął w ślepą uliczkę, bo nijak nie można utworzyć większości rządowej. Tak zadecydowali wyborcy, którzy kierowali się nie tylko wykoncypowaną taktyką, ale także emocjami, tęsknotą za odmianą i zwykłą ludzką przekorą. Co zatem powiedzieli wyborcy w niedzielę 23 września? Jaki jest Polaków portret powyborczy?
Zwycięzcy tegorocznych wyborów przez cztery lata zasilani będą pieniędzmi z budżetu państwa. Partie otrzymają w tym czasie od kilku do kilkudziesięciu milionów złotych. Nowy, szokujący kształt polskiej sceny politycznej może się za sprawą tych środków, utrwalić na długo.
To miała być era Leszka Millera, tymczasem powyborczy tydzień był wyraźnie erą Andrzeja Leppera. Względny sukces Samoobrony zdecydowanie przyćmił wysokie i bezdyskusyjne zwycięstwo SLD. Zwycięstwo, które nie dało jednak bezwzględnej większości w Sejmie, skutkiem czego wróciły sceny dobrze znane z przeszłości: oto sejmowe korytarze znów przemierzają trójki negocjatorów oblegane przez dziennikarzy.
Takich wyborów jeszcze nie było. Po nużącej, nieciekawej kampanii wyborczej wyłonił się parlament, jakiego nikt się nie spodziewał. Bardzo w nim trudno o stabilną większość rządzącą, a o opozycji tak naprawdę niewiele wiadomo.