Nigdy jeszcze Europejczycy nie mieli tylu wspólnych tematów do dyskusji przed wyborami do europarlamentu, które odbędą się już w ten weekend. I to, jakkolwiek by patrzeć, sukces Unii.
Ta kampania paradoksalnie oddaliła nas od Europy, pogłębiając rosnące fobie przed dalszą integracją. W walce o europejską świadomość Polaków nawet wyraźna wygrana obozu demokratycznego będzie więc zwycięstwem raczej tylko pyrrusowym.
Z ostatnich sondaży przed wyborami wynika, że poparcie dla ugrupowań skrajnej prawicy nie rośnie, jest raczej stabilne. Z drugiej strony arytmetyka każe widzieć w nich ogromną siłę. I zagrożenie.
Debata nie była porywająca, za to było w niej kilka przykrych spięć. Konrad Berkowicz mówił o Róży Thun per „ta kobieta”, co słusznie oburzyło Michała Kobosko. Dorota Schnepf ścięła się z Beatą Szydło w sprawie odbudowywania publicznej telewizji, a Borys Budka pogwarzył sobie z nią o tym, komu powinno być wstyd.
Debaty bywają różne. Historia zna przypadki, gdy ich przebieg zmieniał wyniki wyborów. Ale zna również takie, które zapisały się w pamięci tylko jako happeningi i memiczne wypowiedzi. Choć nadchodzące wybory są ważne, tym razem bardziej liczyć należy na to drugie.
Zbliżające się wybory europejskie są najważniejszymi z dotychczasowych. Niektórzy twierdzą, że ta prawda obowiązuje tylko do następnego głosowania. Ale skąd pewność, że nie będą ostatnimi w historii Unii Europejskiej? O co tak naprawdę toczy się gra?
PiS jest żywotnie zainteresowany niską frekwencją, ponieważ im mniej osób uczestniczy w wyborach, tym większe są jego szanse na wygraną. Propaganda sukcesu w wyborach europejskich może mieć znaczenie dla przyszłorocznych wyborów prezydenckich.
Sporo chaosu i jeszcze więcej demagogii. Tej kampanii raczej nie będziemy najlepiej wspominać. Ale czy warto ulegać zniechęceniu, kiedy tak wiele od niedzielnych wyborów zależy?
Jeżeli po tylu ujawnionych aferach ponownie wygra Zjednoczona Prawica, z ludźmi Ziobry na listach, to byłby sygnał, że ta formacja nie tylko pozostaje w grze, jest doskonale odporna na skandale i nawet udokumentowane zarzuty, ale może całkiem szybko powrócić do władzy i się zemścić, co już wielokrotnie zapowiadała.
Polska „tarcza” antyrakietowa i przeciwlotnicza ma kosztować w przybliżeniu 200 mld zł, czyli ok. 50 mld euro. Ile kosztowałaby dla całej Unii Europejskiej? Kwota 500 mld nie wydaje się wcale przesadzona. Dla porównania: cały wieloletni budżet UE jest tylko nieco ponad cztery razy większy.