PKW bardzo sprawnie, bo już 27 maja po południu, podała oficjalne wyniki eurowyborów. Kampania miała jednego zwycięzcę i wielu przegranych.
Nadzieje na przełom polityczny okazały się płonne. Radykalna polaryzacja, do której dążyła opozycja, przyniosła partii Kaczyńskiego triumf. Czy ten trend da się jeszcze odwrócić?
Bez odzyskania własnej historii dzisiejsza opozycja będzie tylko odbiciem, refleksem PiS, a wyborcy będą ją popierać jako mniejsze zło.
Nie sprawdziły się czarne scenariusze co do wzmocnienia populistów. Wzrosła frekwencja. Prounijne centrum będzie bardziej podzielone niż teraz, ale za to bliższe poglądom wyborców. To były dobre wybory dla Parlamentu Europejskiego.
Ludzie przyjeżdżali głosować całymi rodzinami. Młodzi upewniali się u rodziców, czy dobrze skreślili, starszym trzeba było pomóc skreślić, żeby wygrało PiS. Było jak zawsze.
Za kampanię – od spraw strategicznych przez taktyczne i organizacyjne aż po wizerunkowe – odpowiadało w PiS kilka osób. Kim są ci, którzy zastąpili dawnych spin doktorów: Bielana, Kamińskiego, Hofmana i Mastalerka?
Wybory przyniosły najbardziej znaczące roszady między partiami o podobnym nastawieniu do UE. Stracili prounijni chadecy i socjaliści, ale zyskali jeszcze więksi zwolennicy wspólnoty z partii liberałów i Zielonych.
Mimo zdecydowanego zwycięstwa skrajnej prawicy we włoskich wyborach marzenie wicepremiera o stworzeniu nowej wiodącej frakcji w europarlamencie się nie zrealizuje. Zawiedli go przede wszystkim sojusznicy z mniejszych krajów.
Wynik 1,24 proc. dla każdego ugrupowania byłby wstrząsem. Dla partii Razem, która nie zdążyła zagrzać miejsca w polskim życiu publicznym, a za największe osiągnięcie może uznać przyznanie dotacji cztery lata temu, taki wynik oznacza najpewniej upadek.