Jeśli PKW potwierdzi prognozy, to Donald Tusk po raz siódmy z rzędu wygrał wybory. Z większym niż poprzednio trudem, ale jednak, choć jeszcze trzy, cztery miesiące temu przegrana wydawała się nieuchronna i dość powszechnie ogłaszano koniec i rozpad PO.
Wiadomo było, że PiS ogłosi zwycięstwo, nawet jeśli po raz kolejny przegra wyścig z PO. Jeśli się oczywiście wynik potwierdzi.
„Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało” – tym cytatem z Moliera można podsumować klęskę wyborczą koalicji E+TR. Kampania tego dziwnego tworu w dość zgodnej opinii obserwatorów należała do najgorszych w ostatnim 25-leciu.
Od niespecjalnie interesującej kampanii ciekawsze będą wyniki eurowyborów. Odpowiedzą na kilka istotnych pytań: PiS czy PO? Co z Tuskiem (i Kaczyńskim)? Co z Korwin-Mikkem?
Władyka, Szostkiewicz, Szacki, Lipiński typują największych wygranych i przegranych niedzielnych wyborów.
W niedzielę wybierzemy 51 deputowanych, którzy będą nas reprezentować w europarlamencie. Startuje 1279 kandydatów, czyli na jedno miejsce przypada 25 chętnych. Kim są, z czym idą do europarlamentu i jak się ułożyły listy wyborcze?
Kampania wyborcza do PE w swojej przaśności jakby cofnęła polską politykę do lat 90. Ta jarmarczna otoczka nie powinna jednak mylić. To wciąż bardzo ważne wybory.
Wyborcze spoty kandydatów do PE ogląda się trochę jak występy podczas Eurowizji – z rosnącym zdumieniem. Z tym że bardziej niż broda Conchity lub ubijanie masła na scenie zaskakuje marnotrawienie czasu, energii i pieniędzy na niemerytoryczne wygłupy polityków.
Jak się okazało, o wyjątkowej zbieżności poglądów można mówić w przypadku Janusza Korwin-Mikkego i Jarosława Gowina. Ten ostatni, zdaniem Paradowskiej, „właściwie powinien się zapisać do Kongresu Nowej Prawicy. Wtedy miałby większe szanse wyborcze”.
Nie bez powodu doroczna informacja szefa MSZ ma prawo do nazwy „exposé”, którą określa się pierwsze po wyborach wystąpienie premiera.