Pół miliarda ludzi mieszka w pobliżu czynnych wulkanów zdolnych do wielkich erupcji. Niektóre z nich mogłyby zmieść z powierzchni Ziemi całe aglomeracje.
Sprzątanie w mediach publicznych, prace nad projektem budżetu i powołanie dwóch nowych komisji śledczych oraz koniec podkomisji smoleńskiej, zielone światło dla błogosławieństw par homoseksualnych i wybuch Fagradalsfjalla – te wątki warto dziś śledzić.
Kolejna groźba erupcji? Islandczycy nauczyli się żyć z wulkanami. Sądzą, że trzeba pozwolić działać naturze i ograniczać raczej siebie niż ją.
Półwysep Reykjanes nawiedzają setki trzęsień ziemi, spodziewane są kolejne wstrząsy. Premier uspokaja mieszkańców kraju.
Wulkany są jak komiksowi superbohaterowie, tyle że istnieją naprawdę – o jednej z największych erupcji w ostatnich latach opowiada wulkanolog i dziennikarz dr Robin George Andrews.
Cumbre Vieja od miesiąca wylewa z siebie potoki lawy, a naukowcy mówią wręcz o jego rosnącej aktywności. Traci na tym gospodarka, środowisko i zwierzęta, którym nie udało się uciec z zagrożonych terenów.
La Palma, jedna z młodszych wysp archipelagu, liczy 2–4 mln lat i jest zwieńczona licznymi kraterami i drugorzędnymi wulkanami. Wśród nich największą aktywnością od kilkudziesięciu tysięcy lat cechuje się Cumbre Vieja.
Wulkan Cumbre Vieja nadal wypluwa z siebie potoki wrzącej lawy, która dotarła już do brzegów i zderza się właśnie z oceanem. Mieszkańcy boją się toksycznych gazów, szklanego deszczu i kolejnych szkód materialnych.
Strumienie lawy doprowadziły do ewakuacji ponad 6 tys. osób na La Palma, jednej z siedmiu wysp archipelagu. Zniszczenia wywołane przez pierwszy od 50 lat wybuch wulkanu tylko pogorszą i tak nie najlepszą sytuację regionu.
Trwająca na Islandii od wielu tygodni seria rekordowo częstych wstrząsów była forpocztą erupcji, która nastąpiła w piątek wieczorem. Lawa wylewa się z długiej na ponad pół kilometra szczeliny w skałach oddalonych o 40 km od Reykjaviku.