Weekend powitania Wrocławia z rolą Europejskiej Stolicy Kultury może nieco rozczarował, ale na pewno przywołał duchy tego miasta – czy to w sposób zamierzony, czy nie. To była impreza jakby z innych czasów i na inne czasy.
Budowa metra w stylu w warszawskim doprowadziłaby inne polskie miasta do bankructwa. Są jednak tańsze rozwiązania, nad którymi warto pomyśleć, póki mamy do dyspozycji unijne pieniądze.
W Warszawie jakość życia jest najwyższa – tak wynika z rankingu, w którym porównywaliśmy 66 polskich miast o statusie powiatu. Ale uwaga: w pierwszej piątce znalazły się jeszcze Sopot, Wrocław, Rzeszów i Ostrołęka.
W poprzedniej POLITYCE pisaliśmy o turbulencjach podczas lotu Wrocławia ku Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Okazuje się, że sytuacja jest dynamiczna.
Wielka radość panowała we Wrocławiu w czerwcu 2011 r. po wyborze miasta na Europejską Stolicę Kultury 2016. Jeżeli jednak sprawy będą się toczyć tak jak dotychczas, euforia zamieni się w smutek.
W czeskim Nachodzie przekroczyłem polską granicę i z miejsca się obudziłem. Czechy mnie usypiały, a w Polsce spać się nie dało. Polska piekła z każdej strony.
Wrocław zachowuje się jak agresywny pokerzysta – stawia wyżej, niż ma w portfelu, licząc, że uzbiera potrzebne karty, zanim konkurenci krzykną „sprawdzam!”. Ta strategia na razie przynosi efekty: Wrocław jest dziś, po Warszawie, najbogatszym miastem Polski.
Za trzy lata Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury. W mieście trwają ustalenia, o jaką konkretnie kulturę chodzi.
Tożsamość powojennych wrocławian długo była rozpięta między niemiecką przeszłością miasta a wschodnimi korzeniami wielu mieszkańców. Rozdarta między legendą Kwiatu Europy, jak nazywano Breslau w XVII w., a podtrzymywanym przez władze Peerelu poczuciem tymczasowości i lękiem, że Niemcy mogą tu znowu wrócić.
Architektoniczna różnorodność Wrocławia bywa nazywana kociokwikiem. Inni widzą w tym dowód na żywotność miasta i jego odwagę w zmaganiach z przestrzenią.