Donald Tusk w Kijowie; kolejna runda prawyborów w USA; sądy odrzucają wnioski ministra Bartłomieja Sienkiewicza w sprawie mediów publicznych; NIK krytycznie o fuzji Obajtka; Mariusz Kamiński trafił do szpitala.
Donald Tusk ma niewątpliwie znacznie większe niż dotychczasowy pisowski rząd możliwości przekonywania naszych sojuszników do pomocy Ukrainie. Teraz powinien nadać współpracy nowy impet.
Plan pokojowy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego zawierający dziesięć kluczowych punktów nie uległ większym zmianom od roku. Czy istnieje przestrzeń, w której Rosja i Ukraina mogłyby się spotkać?
Wojna wkracza w fazę krytyczną. Ukraińcy doskonale zdają sobie sprawę, że aby wygrać z Rosją, muszą trzymać się razem. Ale żeby wygrać pokój, będą musieli się podzielić.
Ukraina ma powody, by szukać nowego sposobu na wojnę, nawet wbrew dotychczasowej strategii, uzgodnionej z Zachodem. Ryzykuje utratę sympatii, może osamotnienie, a to recepta na katastrofę. Biełgorod mógł być sygnałem desperacji, wołaniem o pomoc, gdy na horyzoncie jej nie widać.
W obliczu realnego zagrożenia i ze świadomością, że samodzielnie w konfrontacji z Rosją nie mamy najmniejszych szans, pora się zastanowić, jak wyglądają wojskowe sojusze i z czego wynikają. A przede wszystkim: jak trwałe one są.
W nowym roku wojny z Rosją zabraknie już entuzjazmu z 2022. Wołodymyr Zełenski nie może też liczyć na zachodnią pomoc w skali znanej z 2023. 2024 musi więc być rokiem tego, co możliwe.
Polska jest prawdziwym przyjacielem Ukrainy, mówił Sikorski, także teraz, wobec impasu na froncie, który może niektórych zniechęcać do wspierania kraju broniącego się przed najazdem.
Generał Walerij Załużny znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Kim jest człowiek, od którego tak wiele zależy w tej wojnie?
Zaprzysiężenie rządu Donalda Tuska, antysemicki atak Grzegorza Brauna, wyrok Strasburga w sprawie małżeństw jednopłciowych, prezydent Ukrainy w Waszyngtonie apeluje o pomoc, młodzi ludzie traktują Sejm jak „Sejmflix”.