Wojny chyba nikt się tak naprawdę nie spodziewał – nie tak szybko, nie od razu, nie w całym kraju. Tak mówią moi ukraińscy znajomi i przyjaciele.
Większość mediów prowadzi od wielu godzin relację na żywo z walk na Ukrainie. Z gazet w USA bije powaga i wściekłość, w wielu europejskich tytułach dominuje jednak niedowierzanie.
Strona rosyjska używa przeciw Ukrainie głównie broni dalekiego zasięgu, lotnictwa, pocisków manewrujących i rakiet. Efekty ostrzału niszczą też infrastrukturę cywilną, są ofiary.
Złoty słabnie, ale radzi sobie nie najgorzej. Znacznie większe straty ponosi warszawska giełda.
O godz. 4 rano w ukraińskich miastach zawyły syreny, a Rosja zaczęła pełnoskalowy atak militarny na swojego sąsiada. Od początku byłem przekonany, że gromadząc tak wielkie siły, Putin przekroczył Rubikon i od tego miejsca może iść już tylko do przodu.
Przywódcy państw unijnych zbierają się dziś na szczycie. Wieczorem uzgodnią pakiet nowych sankcji gospodarczych wobec Rosji. Bruksela zapowiada, że sięgnie po „wyjątkowo bolesne narzędzia”.
Putin chce zająć wszystko, „co jego”, w dodatku nie napotykając na opór. Stawia Rosję w pozycji państwa toczącego „wojnę sprawiedliwą” i obserwuje reakcje świata.
Uczestnictwo w madryckim sabacie europejskich przyjaciół Putina wykazuje pewną zbieżność z najgłupszą decyzją polityki zagranicznej późnej sanacji. Gdy świat może za chwilę stanąć w ogniu, jedni i drudzy, zamiast myśleć strategicznie, załatwiali swoje małe interesiki. Jak powiadam, kryzys weryfikuje.
Bruksela jest coraz bliżej uzgodnienia z USA pakietu sankcyjnego przeciw Rosji. Pospiesznie szuka doraźnej alternatywy dla rosyjskiego gazu. I wyczekuje, czy Niemcy wreszcie się ogarną.
Co z tego wynika, że przez 15 minut, kiedy piję sobie kawę i patrzę na płynące chmury, jest mi miło? No właśnie strasznie dużo z tego wynika! – mówi prof. dr hab. Ewa Trzebińska.