Wywieszone ukraińskie flagi, zbiórki, nakładki w mediach społecznościowych, manifestacje, modlitwy o pokój, tworzenie list wolontariuszy gotowych pomóc uchodźcom. Polacy ruszyli ze wsparciem dla osób zaatakowanych przez Rosję Putina.
Putin mówił przecież w orędziu: „Stalin podarował Polsce część rdzennych terytoriów niemieckich”. Oko Saurona już na nas patrzy. Koncepcja się tworzy.
Wojny chyba nikt się tak naprawdę nie spodziewał – nie tak szybko, nie od razu, nie w całym kraju. Tak mówią moi ukraińscy znajomi i przyjaciele.
Większość mediów prowadzi od wielu godzin relację na żywo z walk na Ukrainie. Z gazet w USA bije powaga i wściekłość, w wielu europejskich tytułach dominuje jednak niedowierzanie.
Strona rosyjska używa przeciw Ukrainie głównie broni dalekiego zasięgu, lotnictwa, pocisków manewrujących i rakiet. Efekty ostrzału niszczą też infrastrukturę cywilną, są ofiary.
Złoty słabnie, ale radzi sobie nie najgorzej. Znacznie większe straty ponosi warszawska giełda.
O godz. 4 rano w ukraińskich miastach zawyły syreny, a Rosja zaczęła pełnoskalowy atak militarny na swojego sąsiada. Od początku byłem przekonany, że gromadząc tak wielkie siły, Putin przekroczył Rubikon i od tego miejsca może iść już tylko do przodu.
Przywódcy państw unijnych zbierają się dziś na szczycie. Wieczorem uzgodnią pakiet nowych sankcji gospodarczych wobec Rosji. Bruksela zapowiada, że sięgnie po „wyjątkowo bolesne narzędzia”.
Putin chce zająć wszystko, „co jego”, w dodatku nie napotykając na opór. Stawia Rosję w pozycji państwa toczącego „wojnę sprawiedliwą” i obserwuje reakcje świata.
Uczestnictwo w madryckim sabacie europejskich przyjaciół Putina wykazuje pewną zbieżność z najgłupszą decyzją polityki zagranicznej późnej sanacji. Gdy świat może za chwilę stanąć w ogniu, jedni i drudzy, zamiast myśleć strategicznie, załatwiali swoje małe interesiki. Jak powiadam, kryzys weryfikuje.