Chytrość w polityce jest cnotą, jak uważa jeden z kremlowskich ideologów. Żeby poprawnie odczytywać intencje Rosji, trzeba więc mieć świadomość, że są w znacznej mierze kłamliwe, a „prawda” leży między wierszami.
Jeśli Europa nie przyjdzie z pomocą swojemu największemu sojusznikowi, swojemu najwierniejszemu zwolennikowi, to sama siebie zostawi na lodzie.
Słuchając doniesień z frontu, można odnieść wrażenie, że strony konfliktu walczą w różnych wojnach. Rosjanie tracą ludzi i grzęzną w błocie, Ukraińcy każdy ruch przekuwają w sukces, a straty – w bohaterstwo.
Po pierwszym zachłyśnięciu się zapraszaniem obcych do domu część z nas uznała, że już wystarczy. I nie dziwię się, że wiele osób doszło do wniosku, że to ich przerasta – mówi psycholożka i psychoterapeutka Tatiana Ostaszewska-Mosak.
Rosjanie zgodnie z zapowiedziami wycofali się w końcu spod Kijowa. Ale zostawili po sobie świadectwa nieopisanego barbarzyństwa. Trudno uwierzyć, że w XXI w. w Europie dojdzie do takiego zdziczenia i zbrodni tej skali.
Putin wydał dekret zobowiązujący nabywców gazu i innych surowców do regulowania rachunków w rublach. Jeśli się nie podporządkują, kurek zostanie zakręcony. Coś jednak poszło nie tak i broń nie wypaliła. I raczej nie wypali.
Światowa turystyka ciężko przechorowała covid. I kiedy wreszcie pojawiła się nadzieja na lepsze czasy, nadeszła wojna w Ukrainie. Jej skutki odczuwają już kurorty leżące nawet tysiące kilometrów od Charkowa i Mariupola.
Wojna robi się coraz bardziej brutalna. Obie strony toczą teraz walkę na śmierć i życie, a wszelkie konwencje regulujące prawo prowadzenia konfliktu zbrojnego zostały chyba odłożone do lamusa.
Większość Putin-Versteher najpierw schowała głowy w piasek, a potem zdystansowała się od agresora. Lecz tylko nieliczni publicyści wczuwający się w zbolałą „rosyjską duszę” mają wyrzuty sumienia.
Społeczna mobilizacja i oddolna pomoc dla przybyszów uciekających z Ukrainy przed wojną nie ustaje. Samorządy walczą z czasem i skalą problemu, by włączyć nowych mieszkańców w życie ich gmin i miast. A rząd robi to, co potrafi najlepiej: wykorzystuje kryzys, by umacniać władzę.