Gdy świat pochłonięty jest walką z koronawirusem, Syryjczycy na taki „luksus” nie mogą sobie pozwolić. Ich główny problem to kupno chleba. Tak od dekady wygląda ich codzienność.
Po decyzji prezydenta Turcji o otwarciu granic sytuacja na południu Europy stała się dramatyczna. Tysiące migrantów jest gotowych do przeprawy. Grozi im śmierć na morzu albo kule i gaz na lądzie.
Mała wojna między Turcją a syryjskimi wojskami wspieranymi przez Rosję staje się coraz większa. Turcy przeprowadzili spektakularny atak dronami i zaczynają kontrofensywę w Idlibie.
Prezydent Turcji pozwolił uchodźcom znowu szturmować granice Unii. Najpewniej chce skłonić kraje wspólnoty do wywarcia presji na Rosję i reżim w Damaszku, aby wykazały większą powściągliwość w Syrii.
Turcja nie będzie już „wstrzymywać uchodźców, którzy chcą się przedostać do Europy”. Ludność cywilna znów stała się celem. Politycznym.
Ciało założyciela Białych Hełmów Jamesa Le Mesuriera znaleźli w pobliżu jego mieszkania w Stambule wierni zmierzający na poranne modły. Trudno uwierzyć, że po prostu „wypadł z okna”.
Kiedy już wydawało się, że NATO ma więcej problemów, niż jest w stanie unieść, wybuchł kolejny. Turcja zaatakowała zamieszkałe przez Kurdów pogranicze Syrii i właśnie porozumiała się z rywalem sojuszu – Rosją.
Sankcje na Turcję wyglądają na desperacką próbę ratowania twarzy po kompromitacji, jaką było wycofanie resztek wojsk amerykańskich z pasa przygranicznego, co z kolei pozwoliło na inwazję i pacyfikację Kurdów.
Polska także nie powinna mieć złudzeń. Kiedy na szalę zostaną rzucone naprawdę poważne interesy, możemy zostać poświęceni w imię czegoś ważniejszego. Tak jak Kurdowie.
Zdradzając Kurdów, Waszyngton pod rządami Trumpa wyrzeka się przywództwa w regionie i traci wiarygodność jako sojusznik. Będzie to miało konsekwencje dla stosunków ze wszystkimi krajami, których pomoc w zapalnych miejscach jest dla USA istotna.