Watykańskie „ministerstwo” do spraw kleru przesłało kościelnej Kurii warszawsko-praskiej decyzję, że odrzuca zażalenie ks. Wojciecha Lemańskiego na usunięcie go z funkcji proboszcza parafii w Jasienicy. Można się było tego spodziewać, znając zasady funkcjonowania kościelnej korporacji.
Księdzu Lemańskiemu zależy na tym, by zostać w Kościele, a jednocześnie nie podlegać zakazowi wypowiedzi. Tych dwóch postaw nie da się pogodzić w hierarchicznej instytucji.
Polski Kościół jest absolutnie przekonany o posiadaniu prawdy na wyłączność. Każdy głos inny, podważający to przekonanie, jest heretycki i kruszący podstawy katolickiej wiary – o sprawie ojca Krzysztofa Mądla mówi prof. Stanisław Obirek, były jezuita.
Wojciech Lemański chce być nadal księdzem, więc szuka ugody z kościelną władzą, która może go zawiesić w prawach kapłana. To moim zdaniem zrozumiałe i godne pochwały. Jego przekaz jest słuszny i zdrowy: więcej franciszkanizmu w Kościele
Ksiądz Wojciech Lemański nie miał dużego wyboru. Mógł odejść z kapłaństwa albo podporządkować się decyzji abp. Hosera, opuścić dom parafialny (co zrobił), i w końcu zostać przedwczesnym kościelnym emerytem.
Prawy człowiek i duchowny zachował się godniej niż kościelni dygnitarze i biurokraci.
Wiemy już, co zaszło ponad trzy lata temu podczas spotkania między abp. Hoserem a ks. Lemańskim. Dostojnik zadał księdzu pytanie, czy nie jest obrzezany, innymi słowy, chciał go zlustrować pod kątem pochodzenia.
Abp Hoser zaprasza "uzdrowiciela" z Ugandy, wyprasza ks. Lemańskiego z Jasienicy. Tak pewno sobie wyobraża robienie porządków w Kościele, do których wzywa papież Franciszek. Można by wzruszyć ramionami: co nas obchodzi jakiś spór w diecezji praskiej?