Przygasły medialne gwiazdy Tomasza Lisa i Piotra Kraśki, a dla Jerzego Stuhra źle się skończyło wsiadanie za kółko. Także na pisowskiej orbicie sporo się działo.
Wojciech Kałuża będzie jednym z sześciu członków zarządu JSW. Szkód wielkich spółce nie wyrządzi, nowej kopalni nie wybuduje, bo po co, a swoje zarobi. PiS pamięta o oddanych kadrach, a kadry, jak mawiali klasycy, decydują o wszystkim.
Wolta marszałka województwa śląskiego Jakuba Chełstowskiego i trójki radnych z PiS to polityczne trzęsienie ziemi. Nie tylko na Śląsku.
Jarosław Kaczyński wracał do stolicy z Gliwic w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Zadowolony, że zmobilizował, naładował wyborcze akumulatory i dał odpór. A tu masz... Ciekaw jestem, czy otoczenie miało odwagę poinformować prezesa o tym, co się działo w poniedziałek na Śląsku.
Od roku przed każdą sesją sejmiku na galerii 15 m nad wicemarszałkiem zasiada kilka lub kilkanaście osób z transparentami: „Kałuża, ty oszuście!”, „Oddaj mandat!”, „Zdrajca!” itd. Trudno w takiej atmosferze podnosić głowę.
Mija już rok, gdy radny Wojciech Kałuża przeszedł na stronę PiS. Ale w Żorach nikt nie zapomniał o zdradzie. Ludzie tylko przestali wierzyć, że w polityce można działać uczciwie.
Wojciech Kałuża, kandydat Koalicji Obywatelskiej z miasta Żory, dostał się z pierwszego miejsca na liście do sejmiku śląskiego. Natychmiast potem głosy ponad 25 tys. wyborców oddał Prawu i Sprawiedliwości. W zamian ma dobrą posadę i parę niejasnych obietnic.