Na arenie międzynarodowej Polska jest w kłopotach. Czy wyjdziemy z nich z twarzą? To się może udać. Ale z jaką twarzą?
W powietrzu czuje się wiosnę: już mocno weszliśmy w rok 2002 – rok, w którym trzeba zakończyć negocjacje z Brukselą w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Tymczasem polski rząd kokosi się z ustaleniem zasad sprzedaży i użytkowania ziemi naszym europejskim krajanom, którzy zresztą wcale się nie palą do inwestowania między Odrą a Bugiem. Czy nie daliśmy sobie wmówić fobii, które niepotrzebnie komplikują stosunki z Unią? Wygląda na to, że w pierwszym półroczu zamkniemy dalszych 5 obszarów negocjacyjnych, a nie 6, jak planowano, bo nie zdążymy opracować i uzgodnić planów restrukturyzacji przemysłu stalowego. A Unia nie stoi w miejscu: w miniony weekend na szczycie w Barcelonie Rada Europejska po raz pierwszy debatowała razem z liderami krajów kandydujących – i to nie o negocjacjach, te idą swoim torem – ale o tzw. agendzie lizbońskiej, to jest o ambitnym programie przekształcenia Unii Europejskiej do 2010 r. w najbardziej konkurencyjną gospodarkę na świecie, gospodarkę, której celem jest zrównoważony wzrost i tworzenie nowych i coraz lepszych miejsc pracy. Czyli że Unia przetrawiła już rozszerzenie na Wschód? Sprawa załatwiona? O tym redakcyjna rozmowa z komisarzem Günterem Verheugenem i ministrem Włodzimierzem Cimoszewiczem.
Próba przeforsowania wniosku o wotum nieufności wobec ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza skończyła się widowiskową porażką opozycji. To tylko jeden z sygnałów, że opozycja nie bardzo wie, jak postępować z koalicją. I vice versa.
Rozmowa z Włodzimierzem Cimoszewiczem, ministrem spraw zagranicznych
Tego jeszcze nie było. Premier, przełożony wszystkich urzędników, złamał ustawę o służbie cywilnej. Zadecydował bowiem, że dyrektorem generalnym Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej będzie (zatrudniona okresowo do końca września) pani Grażyna Kasperowicz, a dotychczasowy dyrektor Władysław Majka „postawiony został w stan nieczynny” (takich określeń używa się w przepisach).
Jednym ze środków antykorupcyjnych miała być ustawa o ograniczeniu działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli, która po raz pierwszy skontrolowała stosowanie ustawy, wynika, że idea ta utonęła w powszechnej grze pozorów.
Władze Warszawy postanowiły skłonić kierowców do zdjęcia nogi z gazu. Od 18 września po stołecznych ulicach nie będzie można jeździć szybciej niż 50 km/godz. Za Warszawą mają pójść inne miasta. Ograniczenie szybkości ma diametralnie poprawić bezpieczeństwo na jezdniach. Nadzieje te wydają się jednak płonne.
Sytuacja kraju jest znacznie gorsza, niżby to wynikało z rządowej propagandy. Jeśli tempo wzrostu gospodarczego jest blisko trzykrotnie niższe niż dwa lata temu, to jest to zmiana zasadnicza i obok czynników zewnętrznych wpływ na to mają błędy gabinetu Jerzego Buzka. Mówię tutaj o niebywałej, oburzającej, wręcz wulgarnej niekompetencji ekipy rządzącej. Tak więc krytyka jest uzasadniona.