W tłumieniu powstania styczniowego, które wybuchło 145 lat temu, udział brały nie tylko piesze i konne pułki carskiej armii. W tym celu stworzono również na Wiśle flotyllę, która operowała od lutego 1863 do lipca 1864 r.
Prawie każdy ma względem Wisły jakieś własne plany. Różni – różne. Cywilizować – ekologizować. Pływać – przyglądać się z brzegu. Budować mosty – blokować je. Rzucać kamieniami w kajakarzy – przyjaźnie do nich machać. Pić nad rzeką piwo – pić wino. Zarabiać na Wiśle – tracić na niej.
Pod koniec marca w Wiśle robi się luźniej, śnieg już nie taki biały, a w knajpach straszą puste ekrany telewizorów wygaszonych po narciarskim sezonie. Tylko na billboardzie przy rynku Adam Małysz wciąż jeszcze szybuje w najlepsze ponad wielkim napisem: „Wisła, no problem”. Ale Wisła i tak czuje, że problem jest.
Wisła to górski kurort wczasowy, miasto Jerzego Pilcha i Adama Małysza oraz jedenastu zarejestrowanych wyznań i tyluż nieformalnych społeczności religijnych. Ciągle powstają nowe.
Im dalej skakał Adam Małysz, tym głośniej było o jego rodzinnej Wiśle, miasteczku w Beskidzie Śląskim. Z tutejszej piwiarni U Bociana nadawano transmisje telewizyjne równie często jak z rozsianych po całym świecie skoczni, na których Polak przeskakiwał swych rywali. Inny znany wiślanin Jerzy Pilch dziękuje Bogu, że zdążył napisać to i owo o Wiśle, nim nastał Małysz. Wisła, jak Polska, miała w tym sezonie dni chwały, odcięła sobie 169 cm (wzrost Małysza) dumy narodowej.