Serial o Harrym i Meghan wzburzył brytyjską rodzinę królewską, autobiografia Harry’ego tylko dolała oliwy do ognia. Ale co złe dla monarchii, okazuje się korzystne dla finansów książęcej pary.
Książka księcia nie przysłuży się brytyjskiej instytucji monarszej. Patrząc z zewnątrz, trudno się oprzeć wrażeniu, że najlepszy jej czas minął. Co nas obchodzą te niesnaski?
Autobiografia młodszego z synów Diany i Karola stała się hitem jeszcze przed oficjalną premierą. Bez wątpienia książę zarobi na niej ogromne pieniądze – i to chyba jedyny cel, dla którego w ogóle powstała.
Książę i księżna Sussex skarżyli się, że media naruszają ich prywatność – więc poszli do mediów, by tej prywatności wyzbyć się zupełnie. Wyszło tandetnie, kontrowersyjnie, ale przede wszystkim nudno.
Najnowszy sezon serialu „The Crown” wpisuje się w nurt opowieści, które traktują brytyjską rodzinę królewską bez taryfy ulgowej. Na ekranie wyraźniej widać kres monarchii.
To Kamila, u boku nieprzewidywalnego Karola III, może okazać się tajną bronią monarchii. I łącznikiem, który pozwoli doczekać Windsorom panowania Williama.
Arystokracja brytyjska zasadniczo różni się od innych w Europie. Dwór królewski jest jej kwintesencją. Zachowała tytuły, ziemię, majątki i zamki, wspiera hierarchię społeczną sprzeczną z duchem demokracji.
Karol, syn zmarłej Elżbiety II, staje się na naszych oczach królem Karolem III. Zachwytom nie ma końca. 73-letni osierocony mężczyzna, który razem z obecnie panującą królową małżonką zniszczył życie jednej z najbardziej znanych kobiet w historii, wstępuje na tron Wielkiej Brytanii. Od śmierci Diany Spencer minęło właśnie 25 lat.
Dała Wielkiej Brytanii drugą epokę elżbietańską.
Była numerem jeden, światową ikoną. Królową z torebką. Znaną ze znaczków pocztowych, banknotów i monet, z setek zdjęć, obrazów Warhola i przede wszystkim podziwianych ceremonii imperialnej monarchii. Wydawało się, że jest wieczna.