We wsi Zalipie wysoka komisja chodzi po domach i patrzy, komu się należy dwieście złotych nagrody, a komu nie. Ludzie pytają, czy może by herbaty albo kawy granulowanej? W komisji uczeni z miasta, znający się na sztuce ludowej i lubiący kawę, notują coś w zeszycie względem tych dwustu złotych. Jest tajemniczo, pięknie i zawistnie.
PSL rozgrywa najważniejszą batalię w swojej historii. Od jej wyniku zależy, ile pieniędzy przepłynie w najbliższych latach z kieszeni podatników na wieś i do czyich rąk one trafią. Celem nie jest jednak modernizacja polskiej wsi, lecz pomyślność partii i jej działaczy. SLD daje na to milczące przyzwolenie.
Wieś nazwała ich aliantami, nie do końca to słowo rozumiejąc. Wrogowie czy przyjaciele? W każdym razie obcy i jakby odwrotni. Wszyscy uciekają ze wsi do miast, alianci – przeciwnie. Nikt nie chce starego domu, oni – wyłącznie taki.
75 lat temu prezydent Mościcki zorganizował pierwsze dożynki ogólnopolskie. Święta plonów – w II RP, w PRL, w III RP – obfitowały w momenty podniosłe i komiczne, tragiczne i farsowe. Dziś się doszczętnie spluralizowały.
Bóg raczy wiedzieć, z czego żyją. Urodzić się dziś we wsi Smarzewo lub Ruda Komorska, to jakby dostać się do zaklętego kręgu. Tutaj uczysz się jednego: jak uczepić się renty.
W Skoszynie, niedaleko Nowej Słupi, na obrzeżach Gór Świętokrzyskich, ksiądz Jan Mikos stworzył schronisko dla sędziwych rolników. Zaludnia się ono przede wszystkim zimą, gdy nie dla każdego znajduje się kąt na ojcowiźnie.
Rozmowa z dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską, socjologiem z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.
Musiało być około północy, bo na weselu w remizie we wsi Czartowczyk opodal Czartowca akurat szykowano się do oczepin. Muzyka zagłuszyła wycie opon i huk giętej blachy, który powinien dobiec z oddalonej o sto metrów szosy. Wyglądało jakby przy akompaniamencie orkiestry wpadły na siebie w ciemnościach dwie smugi światła. Chwilę potem piosenka nagle się urwała i wesele wyszło popatrzeć na wypadek. Duży Fiat, którym jechało siedmiu mężczyzn, zderzył się z Volkswagenem busem. Na drodze leżał Kamil Furman, syn gospodarza z sąsiedniej wsi Soból. Kilka dni później okolica plotkowała na całego. W kościele i pod sklepem ktoś szepnął Marianowi Furmanowi, że wypadek wypadkiem, ale chłopaka zatłukli mu sztachetami Piwińscy ze wsi Czartowiec. Śmierć Kamila skłóciła dwa wiejskie klany.
Kończy się pora strachów na wróble (które nie tylko wróble odstraszać mają). Po pierwszych zbiorach będą powoli opuszczać pola i ogrody. Może tego nawet nie zauważymy, bo od kilkunastu lat w ogóle znikają z polskiego krajobrazu. Niektóre przeniosły się ze wsi do miast. Te, które jeszcze na polach stoją, zmieniły się nie do poznania. Coraz trudniej spotkać samotnego kapelusznika w łachmanach. A od niedawna strachy chronione są patentem.
Za siedmioma pagórkami, za siedmioma powiatowymi drogami, trzy kilometry od najbliższego przystanku PKS żyje 13-osobowa rodzina Klamerusów, która ma wszędzie daleko. Małe wioski dawnego województwa słupskiego po upadku PGR zmieniły się w czarne dziury bez wyjścia.