Rachunek w lecznicy weterynaryjnej opiewał na 35 tys. zł. Chorych było siedem sporych psów, ale suma i tak robi wrażenie. Ile wydajemy na leczenie naszych zwierząt? I dlaczego tak dużo?
Pracownicy naukowi PIW w Puławach grożą strajkiem, bo ich cierpliwość się wyczerpała. Ostatnie podwyżki otrzymali w 2010 r., czyli 14 lat temu.
Rany głowy były tak rozległe, że dwumiesięcznej dziewczynki nie udało się uratować. „To powinno być oczywiste, że psa rasy bojowej powinni brać tylko ludzie, którzy potrafią go odpowiednio wychować” – mówi lekarka weterynarii Dorota Sumińska.
Rozmowa z lekarzem weterynarii prof. Wojciechem Niżańskim o wyzwaniach związanych z hodowaniem niektórych modnych ras psów, o konsekwencjach przerasowienia i rasach zagrożonych wyginięciem.
Nie ma takiego cierpienia zwierzęcia, którego nie zniósłby jego opiekun. Tak lekarze weterynarii między sobą komentują postawę większości ludzi, którzy przychodzą ze zwierzętami do lecznic.
Leki weterynaryjne łatwo trafiają do ludzi, którzy sobie szkodzą. Ponieważ powstał rynek, nad którym nikt nie sprawuje kontroli, szybko znaleźli się oszuści i cwaniacy, którzy zbijają na tym krocie i ryzykują zdrowie.
Weterynarze mają w rękach bombę. Uprzedzają, że jeśli ją odpalą, przed świętami zniknie ze sklepów mięso. Mają na myśli świński protest, na wzór „psiej grypy” policjantów.
Na wprowadzeniu wyższego VAT na leki weterynaryjne stracą przede wszystkim zwierzęta. Poza tym właściwie wszyscy – poza nieposiadającymi zwierząt weganami. A budżet państwa nie zarobi zbyt wiele.
To nietypowa przychodnia weterynaryjna. U nich każde zwierzę znajdzie pomoc. Uczą bociany latać, rysie – polować. Ratują nawet niedźwiedzie.
Zwierzęta leczy się dziś i traktuje niemal jak ludzi. To jedna strona polskiej weterynarii. Druga – to maksymalna eksploatacja zwierząt. Czy weterynarz to wciąż jeden zawód?