Jest na świecie sporo przedsięwzięć cyklicznie prezentujących rękodzielnicze cacuszka. To ożywienie szczególnie dziś widać w Wenecji.
Tegoroczne Biennale w Wenecji to rzecz dla szukających nowych doświadczeń i nieoczywistości. A obecność Polaków da się zauważyć.
Czegóż tu nie ma? Jest romans, zdrada, śmierć męża (a może i żony) i zatruty tort. Zupełnie jak u Agathy Christie.
Po pandemii wszyscy wyczekiwali ich z utęsknieniem. Teraz wrócili, ale w nadmiarze. Włoskie miasta (i nie tylko) są przeładowane gośćmi, których nie odstrasza nawet śmiertelnie groźna pogoda.
Na Biennale w Wenecji nasz kraj reprezentuje w tym roku wystawa „Przeczarowując świat” Małgorzaty Mirgi-Tas. Jak powstawała? I czy będzie ją można zobaczyć w Polsce?
Jeszcze trwa liczenie strat po listopadowej wielkiej wodzie, a miasto znów się zmaga z silnymi prądami i falami wdzierającymi się do budynków. Kolejna powódź oznacza straty w turystyce i spowalnia proces ratowania zabytków.
Rekordowo wysoki przypływ spowodował, że już w tej chwili 80 proc. powierzchni miasta znajduje się pod wodą. Władze w Rzymie ogłosiły stan wyjątkowy dla całego regionu, eksperci oceniają zniszczenia zalanych zabytków jako nieodwracalne.
Lizbona, Wenecja, Berlin, Barcelona, Amsterdam to mekki dla turystów. Zarabiają na nich, ale również wiele tracą.
Krytycy przemilczeli „Wałęsę”, a jury przeoczyło kilka świetnych filmów. W Wenecji zakończył się 70 festiwal światowego kina.
Dzieje Wenecji i Konstantynopola są jak pozytyw i negatyw tej samej fotografii. Gdy jedno z miast rosło w potęgę, drugie osuwało się w polityczny niebyt. I nie była to zbieżność przypadkowa, bo pierwsze przez długie stulecia żywiło się ciałem drugiego.