W Wielkiej Brytanii 4 tys. osób tygodniowo przechodzi na wegetarianizm. Także u nas dieta jarska staje się coraz bardziej popularna. Jedni odrzucają mięso, bo nie chcą mieć nic wspólnego z tym, co dzieje się w rzeźniach i na fermach hodowlanych; inni, ponieważ są przekonani, że to zdrowa dieta, jeszcze inni kierują się motywacją ekologiczną, ponieważ przemysł mięsny degraduje środowisko naturalne. Ostatnio, w związku z chorobą szalonych krów, pojawiła się jeszcze jedna grupa: wegetarianie ze strachu. Być może, gdy panika opadnie, część ludzi wróci do jedzenia mięsa, ale do obrazka sielskiej farmy, na której pasie się czarna krowa w kropki bordo, a obok tarza się w kałuży świnka Piggy, trudno będzie powrócić.
Wprawdzie otyli żyją krócej, ale za to znacznie przyjemniej. To zwolennicy szczupłych sylwetek i rozmaitych diet przeżywają katusze patrząc, jak obżartuchy nakładają na swoje talerze, a to delikatne płaty łososia, a to różowe plastry szynki okolonej tłuszczykiem, a to schab pieczony nadziewany śliwkami.
Juliet Gellatley jest jedną z najbardziej skutecznych aktywistek wegetariańskich na świecie, autorką książek "Milcząca Arka" i "Viva wegetarianizm". Współpracowała m.in. z Lindą i Paulem McCartneyami. W 1994 r. założyła organizację Viva. Dzięki prowadzonym przez nią akcjom liczba szkół w Anglii oferujących wegetariańskie posiłki wzrosła z 13 do 65 proc., a grono angielskich wegetarian podwoiło się w ciągu roku. W tym roku otrzymała z rąk premiera Tony´ego Blaira prestiżową nagrodę "Animal Walfare Award". Organizacje wegetariańskie traktowane przed laty jako stowarzyszenia nieszkodliwych maniaków stanowią coraz silniejsze lobby. Przyczynia się do tego energiczna działalność takich osób jak Juliet Gellatley, z drugiej - kolejne afery mięsne, elektryzujące świat, takie jak choroba wściekłych krów czy skażenie mięsa belgijskich kurczaków dioksynami.