Europosłowie buntują się przeciw „ustępstwom” wobec Węgier Viktora Orbána. Grożą sądem Komisji Europejskiej. Choć zarazem wiele państw UE nie pali się do kolejnych działań wymierzonych w węgierskiego premiera.
O pokrewieństwach i obcości „dwóch bratanków”, wspólnych interesach i konfliktach opowiada prof. Paul Lendvai.
Trwają pierwsze lata nowego okresu, którego nazwy i charakteru jeszcze nie znamy. W polityce, tak samo jak w relacjach międzyludzkich, liczy się początek. Ale ludzie zamieszkujący kraje NATO i UE naprawdę nie wierzą, że problemy mogą ich dosięgnąć.
Aktywiści i dziennikarze twierdzą, że „ustawa o suwerenności” to kolejny krok Viktora Orbána, który ma na celu uciszenie krytyków i umocnienie kontroli nad ostatnimi niezależnymi mediami i organizacjami pozarządowymi.
Parlament w Budapeszcie odmówił głosowania nad ratyfikacją wejścia Szwecji do NATO. Utrzymał więc stanowisko, które Viktor Orbán zajął półtora roku temu. Inne kraje powoli tracą do niego cierpliwość.
Viktor Orbán jest zachwycony. Był jedynym przedstawicielem Zachodu na forum w Pekinie.
W PiS atmosfera rozliczeń i wzajemnych oskarżeń o porażkę. Członkowie sztabu wyborczego i frakcje partyjne przerzucają się odpowiedzialnością za kampanię. Padają nazwiska, także ludzi, którzy są doradcami premiera Węgier Viktora Orbána.
Ścigany Władimir Putin do niewielu miejsc może się bezpiecznie wybrać. Jego wizyta w Pekinie to demonstracja porządków montowanych przez liderów Rosji i Chin. I wizja pożądanej przez nich przyszłości.
Gest Polski i Węgier, które zablokowały jeden akapit deklaracji szczytu w Grenadzie, by oprotestować brak prawa weta przeciw „obowiązkowej solidarności” w reformie migracyjnej, nie ma żadnego wpływu na losy nowych przepisów.
Na dzisiejszych Węgrzech referenda, i to najlepiej w dniu wyborów, mają za zadanie zmobilizować rozleniwiony sukcesami elektorat Fideszu.