Gáspár Orbán mógłby korzystać z profitów władzy ojca. Zamiast tego walczy o własny rząd dusz. Dziś bliższy jest mu Bóg Ojciec niż premier Węgier.
Premier Węgier od lat wydawał publiczne pieniądze na swój ulubiony sport. Czy może przez to stracić stanowisko?
Komisja Europejska nie może już akceptować symbolicznych ustępstw węgierskiego rządu. Trzeba wyegzekwować od Budapesztu przestrzeganie europejskich wartości, wszczynając postępowania dotyczące naruszenia unijnego prawa.
Gdy na horyzoncie rysuje się potencjalny konflikt między największymi potęgami – USA i Chinami – to sojusznicy muszą się policzyć. Dlatego USA nie mogą dłużej pobłażać Viktorowi Orbánowi.
Przyszłość węgierskiej partii w unijnej centroprawicy ma rozstrzygnąć komitet, którego szefem jest poprzednik Donalda Tuska w Brukseli, Belg Herman Van Rompuy.
Wydarzenia ostatnich tygodni to jeszcze nie przełom, ale już wyrwa w sprawnym działaniu laboratorium nowego systemu politycznego. Dalsze udawanie demokraty będzie dla Viktora Orbána coraz trudniejsze.
Viktor Orbán jest uważany za herolda nowych czasów. Ale jego pomysł na państwo pochodzi wprost z poprzedniej epoki.
Węgrzy nie ustępują w proteście przeciwko zmianom w prawie pracy i łamaniu demokracji. Już piąty dzień wychodzą na ulicę.
Wzmagające się między Rosją i Węgrami relacje gospodarcze i dyplomatyczne można by zaliczyć do całkiem naturalnych dążeń rozwoju międzynarodowego handlu. Gdyby nie kontekst rewizjonistyczny.
Premier Węgier gra szeroko, coraz szerzej. Niewielki gracz z niewielkiego, choć kiedyś całkiem sporego, kraju ma ambicje nakreślenia nowego porządku nie tylko Basenu Karpat, ale i Europy Środkowej. Co najmniej.