Kapitan Mariusz Sz., wiceszef katowickiej delegatury UOP, został aresztowany, bo miał informować podejrzanych w sprawie Centrozapu o kulisach toczącego się przeciwko nim śledztwa. Z kolei UOP zarzuca katowickiej prokuraturze manipulowanie tym śledztwem, a postępowanie swojego pracownika tłumaczy tajemnicą gry operacyjnej. Centrozap to giełdowa spółka, którą próbowano przejąć za jej własne pieniądze. W sumie firma straciła na tym 10 mln zł.
Wymiana korespondencji między prezydentem a premierem w sprawie działań Urzędu Ochrony Państwa w procesach lustracyjnych, wyjaśnienia ministra Janusza Pałubickiego, że UOP nie złamał prawa, wielogodzinne obrady sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, które zakończyły się powtórzeniem znanej od kilku tygodni sentencji, że wprawdzie prawa nie złamał, ale pracował mało starannie i uchybienia jednak były, wywołały nową falę dyskusji o lustracji i o tym co po niej.
Procesy lustracyjne Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego zwróciły uwagę na dwuznaczną rolę, jaką służby specjalne odgrywają w polskiej polityce. Formalnie nie łamiąc prawa Urząd Ochrony Państwa nieraz wpływał na dzieje polskiej demokracji w III RP. Większość tych ingerencji kończyła się wielkimi awanturami. Po nich przychodziły czystki na górze. Kolejną właśnie zapowiedział Ryszard Kalisz, mówiąc o „złych ludziach” z UOP, którzy nie powinni spać spokojnie, bo będą na nich dowody. I tak się koło zamyka.
Po pierwszym szoku wywołanym rozprawą lustracyjną Aleksandra Kwaśniewskiego jego współpracownicy przystąpili do kontrofensywy. Szef kampanii prezydenta Ryszard Kalisz, mimo ugody ze sztabem Mariana Krzaklewskiego, podtrzymuje wątpliwości co do samodzielności działań Urzędu Ochrony Państwa. Jerzy Szmajdziński zaś grozi gruntownym czyszczeniem UOP po wyborach parlamentarnych, dając jasno do zrozumienia, że w tej instytucji polityka będzie się polityką odciskać.
Nominacja Lecha Kaczyńskiego wywołała oburzenie Unii Wolności i została uznana za akt wielce nieprzyjazny. To bowiem nowy minister sprawiedliwości (razem z bratem Jarosławem) najsilniej krytykował Hannę Suchocką, swoją poprzedniczkę na tym stanowisku. Obarczając ją winą za – jak twierdzą – bezprawną inwigilację prawicy przez UOP na przełomie lat 1992–1993, kiedy Suchocka szefowała rządowi. Teraz Kaczyński zapowiedział, że sprawie przyj-rzy się ponownie – i to bardzo wnikliwie. Zemsta po latach?
Urząd Ochrony Państwa ma już dziesięć lat: 10 maja 1990 r. weszła w życie ustawa powołująca do życia tę nową instytucję demokratycznego państwa, a dzień później pierwszym jej szefem został Krzysztof Kozłowski. Od tego czasu UOP systematycznie wstrząsa opinią publiczną prawdziwymi lub domniemanymi aferami, cieknie tajemnicami, rzadziej chwali się sukcesami. Instytucja, która z natury powinna działać w ciszy, jest być może najlepiej opisaną – choć często bardzo nieprawdziwie – służbą państwową w III RP.
W internetowym raporcie UOP o „bezpieczeństwie państwa w aspekcie zewnętrznym i wewnętrznym” (POLITYKA 16) jedyną rozszyfrowaną z nazwy organizacją niosącą potencjalne zagrożenie dla Polski był Ruch Autonomii Śląska (RAŚ). Raport pojawił się dokładnie w 10 rocznicę powstania ruchu. Autonomiści, żyjący od kilku lat na politycznym marginesie Śląska, znaleźli się znów w świetle jupiterów. Teraz domagają się od premiera odwołania Janusza Pałubickiego za sugestie autorów raportów, że „działalność na rzecz upodmiotowienia mieszkańców Ziemi Śląskiej była inspirowana przez niemiecki Związek Wypędzonych”.
Kilka dni po przymusowym wyjeździe z Warszawy dziewięciu rosyjskich dyplomatów, którym Polska zarzuciła szpiegostwo, koordynator służb specjalnych zaproponował warunkowe darowanie najcięższych zbrodni przeciwko państwu. W pilnym trybie, w czasie politycznych ferii – Rada Ministrów przyjęła projekt abolicji autorstwa UOP. Zawiera 7 artykułów i co najmniej tyle samo błędów legislacyjnych lub niedomówień.