Książka amerykańskiego dziennikarza Johna Pomfreta pokazuje, jak po 1989 r. solidarnościowe władze z pomocą byłych szpiegów SB otworzyły nam drzwi na Zachód.
Policja wyciągnęła go z domu w kajdankach i dowiozła przed kamerami TVP do prokuratury. Sądy na razie nie potwierdziły stawianych mu zarzutów, uznały zatrzymanie za niezasadne, a działania śledczych za zniesławiające. I kazały wypłacić odszkodowanie.
Dla jednych były ubek, dla drugich niemal bohater narodowy. Zatrzymanie generała Gromosława Czempińskiego pod zarzutem łapówkarstwa rozgrzało tylko stary spór, który toczy się w Polsce od 20 lat.
Właśnie runął jeden z głównych mitów założycielskich IV RP. Warszawski sąd orzekł, że nie było inwigilacji prawicy przez UOP na początku lat 90.
Szóstego kwietnia mija 20 lat od chwili uchwalenia przez Sejm ustaw o ministrze spraw wewnętrznych, Policji oraz Urzędzie Ochrony Państwa, które skutkowały likwidacją Służby Bezpieczeństwa i rozpoczęły przemianę Milicji Obywatelskiej w Policję.
Sprawa zabójstwa Marka Papały. Agenturalna przeszłość Milana Suboticia. Pułkownik Jan Lesiak i jego szafa. Przestępcza działalność oficerów WSI i ich agentów. Taśmy Gudzowatego i skierowany przeciwko niemu spisek tajnych służb. Wszędzie ślady działalności służb specjalnych. Od dawna już nie padło żadne dobre słowo o działalności instytucji mających stać na straży bezpieczeństwa kraju. Służby są pod ostrzałem: same skandale, afery, przekręty, zwykłe przestępstwa, ale i zabójstwa. Warto więc spytać, po co Polsce potrzebne są służby specjalne? I na czym ta ich specjalność ma polegać?
Miała być sensacja, a równocześnie komplet dowodów ostatecznie wyjaśniających kulisy „największej – jak chce prezydent Lech Kaczyński – afery III RP”. Sensacja jest. Dowodów mało.
Sprawa pochodzącej z 1992 r. instrukcji 0015, mającej umożliwić inwigilację prawicy, znów rozogniła umysły. Warto przypomnieć, jak było z tą instrukcją wtedy, żeby zrozumieć, o co chodzi dziś.