W lipcu stołeczny Sąd Upadłościowy po raz pierwszy skorzystał z wprowadzonych dwa i pół roku temu sankcji i kilku menedżerów i biznesmenów pozbawił prawa prowadzenia działalności gospodarczej. Przyczyna: na czas nie wystąpili o ogłoszenie upadłości firm, którymi kierowali. Czy wyroki te powstrzymają falę taktycznych, planowanych plajt, w wyniku których wierzyciele tracą wszystko, co pożyczyli nierzetelnym biznesmenom?
Trwa rachowanie strat po upadku Banku Staropolskiego. Będą one zapewne większe niż wcześniej przewidywano, co boleśnie odczują nie tylko klienci poznańskiego bankruta, ale cały polski sektor bankowy. Jedynym optymistą jest Piotr Bykowski, główny udziałowiec Staropolskiego, którego działania, jak się powszechnie uważa, doprowadziły bank do upadku. Zapewnia, że los Staropolskiego nie jest ostatecznie przesądzony, a on sam uczestniczy w tworzeniu „nowych konstrukcji kapitałowych”.
12 stycznia Komisja Nadzoru Bankowego NBP zawiesiła działalność Banku Staropolskiego w Poznaniu i skierowała do sądu wniosek o ogłoszenie jego upadłości. Decyzję tę spowodowała dramatyczna kondycja finansowa banku. Według NBP, w końcu listopada ub.r. nadwyżka jego zobowiązań (959,3 mln zł) nad aktywami (431,8 mln zł) sięgnęła 527,6 mln zł. Nieoficjalnie wiadomo, że w końcu grudnia strata podskoczyła do ok. 600 mln zł, przy zaledwie 61 mln zł funduszy własnych banku. Wyprowadzone pieniądze prawdopodobnie znajdują się w Luksemburgu.
Minister finansów odebrał licencję na prowadzenie działalności ubezpieczeniowej Polisie SA. Pozbawiona możliwości działania musi ogłosić upadłość. Stanie się w ten sposób szóstym polskim ubezpieczycielem, który zbankrutował. Kolejnym będzie zapewne gdański Gwarant, a podobny los grozi piętnastu innym firmom. Polski rynek ubezpieczeniowy od dawna trawi choroba. Nazywa się - PZU.
Heroldowie domagający się dla kultury większych dotacji są bardziej elokwentni i mają łatwiejszy dostęp do mediów niż rolnicy, górnicy czy służba zdrowia, ale w gruncie rzeczy chodzi im o to samo: żeby wyrwać więcej pieniędzy publicznych dla swojej dziedziny. Artyści głośno oburzają się, kiedy księgowi przymuszają ich do liczenia i oszczędzania pieniędzy. Tymczasem spośród 120 polskich teatrów upadły, a i to nie na dno, zaledwie dwa. Ale rok bieżący, rok reformy samorządów, które przejęły teatry pod swoją opiekę, może być rokiem gorzkiej prawdy.
Lunapark Europa stoi na warszawskich Stegnach, na smutnym, wytarganym przez wiatry śródmiejskim stepie i wygląda jak niespełniona obietnica wielkiego karnawału.