Prezydent podpisał nowelizację ustaw o szkolnictwie wyższym. Uroczyście, bez wahania. I bardzo dobrze. Bo zmiany, które wprowadza nowelizacja są niezbędne. Ale to nie znaczy, że wystarczające.
Część ogłoszonych właśnie reform szkolnictwa wyższego opiera się na założeniach, które kursują jako niepodważalne prawdy. A to tylko legendy.
Absolwenci najlepszych amerykańskich college’ów, mimo nieposiadania tytułów naukowych, cieszą się społecznym prestiżem i świetnie zarabiają. Dlaczego takie szkoły są potrzebne w Polsce i co należałoby zmienić, by ich utworzenie było możliwe.
Minister zdrowia zawiesiła Ryszarda Andrzejaka, rektora wrocławskiej Akademii Medycznej, za plagiat. Uczelnia nie tym jednym słynie. Liczne intrygi i afery pogrążają ją od lat.
Ze szkolnictwa wyższego nikt w Polsce nie jest dziś zadowolony. Jednak nawet tym, którzy dostrzegali, że edukacyjny triumf Polaków (co drugi w wieku studenckim studiuje) może okazać się edukacyjnym oszustwem, towarzyszyły kolejno trzy złudzenia.
Zmiany w ustawach o szkolnictwie wyższym, których projekt właśnie przyjął rząd, są konieczne, chociaż zapewne niewystarczające, by – jak można przeczytać na stronach ministerstwa nauki – za pięć lat pięć polskich uczelni znalazło się w pierwszej setce europejskiego rankingu.
Zagrożone niżem demograficznym uczelnie prześcigają się w metodach promocji i tworzą dziwne kierunki. Ostatnią deską ratunku bywa dla niektórych handel wizami.
Jaki powinien być cel reformy polskich uczelni?
Prof. Piotr Węgleński (art. „Magister brojler”, POLITYKA 12) albo nie zadał sobie trudu przeczytania naszych propozycji (zawartych w strategii rozwoju szkolnictwa wyższego, przygotowanej przez konsorcjum Ernst&Young – red.), albo ich nie zrozumiał.
Strategia rozwoju szkolnictwa wyższego autorstwa Ernst&Young to marny produkt za duże pieniądze.