Ściąganie na wyższych uczelniach nie jest niczym nowym. Wygląda jednak na to, że pandemia wywołała epidemię tego zjawiska.
Chcieli studiować za granicą: międzynarodowe przyjaźnie, członkostwo w ekskluzywnych klubach i osobisty kontakt z wybitnymi profesorami. Pandemia sprawiła, że siedzą w domach, przed komputerami. Nauka jest wirtualna. Realne są za to koszty.
Policja dokonała nadużycia, bezzasadnie interweniując na chronionym terenie wyższej uczelni, gdzie może wkroczyć tylko za pozwoleniem rektora lub w szczególnych sytuacjach.
Mianowanie Przemysława Czarnka ministrem edukacji i nauki to jak wyznaczenie antyszczepionkowca na ministra zdrowia. Spustoszenia, które spowoduje w polskiej edukacji i nauce, mogą okazać się gorsze niż skutki pandemii.
Od października większość uczelni przeszła na zdalne nauczanie. To dla studentów kompletna zmiana stylu życia. I ekonomiczny szok dla miast akademickich.
Pandemia uderzyła w uczelnie wyższe, szczególnie anglosaskie, bo to one są najbardziej uzależnione od studentów zagranicznych. Również tych z Polski.
Rektory i dziekany przejmują uczelnie. Padły nawet takie męskie bastiony, jak politechniki w Białymstoku i Koszalinie. Po tegorocznych wyborach rektorskich na czele publicznych uczelni stanie 12 kobiet.
Politechnika Rzeszowska przypomina pole minowe. A może bardziej pole uprawne w rodzinnych włościach pewnego profesora.
Rozmowa z prof. Alojzym Z. Nowakiem, dziekanem Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Organizują warsztaty, powołują komisje, angażują studentów. Naukowczynie mają różne sposoby na walkę z uczelnianą dyskryminacją, wszystkie jednak przyznają: problem jest i to duży. A minister Gowin nie rzuci im koła ratunkowego.