Uniwersytet Wrocławski świętował 300-lecie istnienia. Jubileusz wpisano do kalendarza rocznic UNESCO, przyjechali prezydenci Polski i Niemiec. Tymczasem od kilku miesięcy uczelnia żyje skandalem. Ustępujący rektor nie przekazał insygniów władzy nowo wybranemu.
Popyt na dyplomy pobudził bezprecedensowy rozwój rynku usług edukacyjnych: przez ostatnie dziesięć lat liczba studentów wzrosła czterokrotnie. Ale w edukacyjnych supermarketach – za ciężkie pieniądze – sprzedaje się mnóstwo tandety.
Sto lat po strajku polskich dzieci we Wrześni, które protestowały przeciwko germanizacji nauczania religii w zaborze pruskim, Polacy i Niemcy opracowują model polsko-niemieckiego „sąsiedztwa wiedzy”.
Uczelnie niepaństwowe szykują się do obchodów dziesięciolecia. Ogólnopolski kongres i centralna inauguracja roku akademickiego 2001/2002 odbędą się we wrześniu w Prywatnej Wyższej Szkole Biznesu i Administracji w Warszawie, zarejestrowanej przez MEN w sierpniu 1991 r. pod numerem 1. Wszystko bardzo uroczyście, pod patronatem prezydenta. Marszałek Sejmu już wręczył wyróżnienia pierwszej dziesiątce szkół; koledzy, którzy zakładali swoje placówki później, nazywają ich pionierami.
Uniwersytety równocześnie puchną i więdną. W ciągu ostatnich dziesięciu lat pięciokrotnie wzrosła liczba studentów wyższych uczelni, natomiast prawie nie przybyło im nauczycieli. Akademicka piramida stoi na głowie: więcej w niej profesorów niż młodych pracowników. A przecież to oni mają zbudować przyszłość polskiej nauki, oni mają zasypywać przepaść oddzielającą nas od wykształconej Europy. I to edukacja ma dać Polakom szanse na awans. Tymczasem drogę kariery naukowej wybierają dziś głównie desperaci, którzy w imię swych pasji, czystego umiłowania wiedzy, gotowi są na głodową poniewierkę. Albo na nieustanną pogoń – z zajęć na zajęcia, od chałtury do chałtury. I gonitwę myśli: czy nie rzucić tego wszystkiego, nie poszukać normalnie płatnego zajęcia, czy nie wyjechać za granicę? Strach pomyśleć, co nas czeka, kiedy ci ostatni ambitni i utalentowani uciekną z wyższych uczelni. Poniżej opisujemy ich losy i rzucamy hasło naszej nowej akcji: „Zostańcie z nami” (szczegóły w dalszej części Raportu i w Internecie). Będziemy fundować stypendia (25 tys. zł) dla młodych naukowców i zachęcać do tego innych. Coś trzeba zrobić, choćby tyle.
Blisko 10 proc. bezrobotnych w pierw-szym półroczu 2000 r. stanowili posiadacze dyplomów. Licencjatów i magistrów bez pracy będzie coraz więcej. W najgorszej sytuacji znajdą się absolwenci wielu szkół, które za efektowną fasadą uprawiają edukacyjną hucpę. Biznes i pieniądze stały się tam wyłącznie udziałem założycieli, zaś młodzież dowiaduje się poniewczasie, że uczy się w nielegalnej filii lub szkoła traci właśnie zezwolenie na działalność.
Rozmowa z prof. dr. hab. Jerzym Woźnickim, rektorem Politechniki Warszawskiej, przewodniczącym Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich
Profesor Mirosław Handke, minister edukacji, twierdzi w licznych wywiadach, że nie zna żadnych (!) argumentów na rzecz utrzymania bezpłatnych studiów. Rozumiem, że bezpłatność nie oznacza, iż usługi edukacyjne nie wymagają ponoszenia kosztów. Wymagają, i finansuje je (podobnie jak pomoc stypendialną dla studentów) państwo z podatków. To zaangażowanie państwa nie służy - jak się często sugeruje - szerzeniu sprawiedliwości. Taki może być cel dodatkowy. Celem głównym jest potanienie usług edukacyjnych i zwiększenie na nie popytu.
Niegdyś beznamiętna procedura budzi coraz więcej zainteresowania i emocji. W tym roku w wielu uczelniach odbyła się regularna walka o władzę: kandydaci przystąpili do niej uzbrojeni w programy, hasła i plakaty wyborcze. Zorganizowane grupy ich zwolenników ścierały się ze sobą podczas ostrej kampanii, prowadzonej wedle politycznych wzorów.