Gdyby nie wojna, nigdy nie wyjechaliby ze swojego kraju. Kilka tysięcy Czeczenów mieszkających w Polsce od lat czeka na azyl i status uchodźcy. Przyjeżdża ich coraz więcej, bo boją się, że za kilka miesięcy nasza granica zostanie dla nich bezpowrotnie zamknięta. W desperacji ryzykują życiem.
Przepis na łatwy zarobek: zorganizować iracko-polską konferencję biznesmenów, pobrać wpisowe, sprowadzić bliskowschodnich gości, a następnie przestać się nimi interesować. To nowy i niebezpieczny proceder.
Paramjidt z Indii, Kenneth z Nigerii, Bacon z Sudanu, Morshad i Mamun z Bangladeszu, Estera z Litwy, Qaazi z Somalii... W jednym z warszawskich domów dziecka grupa małoletnich uchodźców czeka na urzędowe decyzje w sprawie swych dalszych losów.
Kubańczycy z Florydy od 48 lat czekają na zmiany na rodzinnej wyspie. Jednocześnie przestrzegają: na Kubie nie można powtórzyć scenariusza z Iraku. Gdy nadejdzie pora, kubańskich komunistów trzeba włączyć w przebudowę państwa.
Bliski Wschód widział już wiele cudów, ale tego jeszcze nie było. Setki rodzin palestyńskich napierają na szczelnie zamknięte przejścia graniczne ze Strefy Gazy – i proszą o azyl w Izraelu lub zezwolenie na przejazd do miast Zachodniego Brzegu.
Przedsiębiorcy płacą coraz więcej i podkupują sobie pracowników. Podwyżek jednak nie będą dawać w nieskończoność. A ponieważ inne sposoby zawodzą, zaczynają szukać tańszej siły roboczej. Szczególnie modny stał się ostatnio Daleki Wschód.
Malkee przez trzy lata szedł pieszo i jechał autostopem z Indii do Maroka. Ledwie udało mu się przejść Saharę. Nielegalnie przekroczył granicę hiszpańskiej Melilli i teraz czeka na status uchodźcy. Lub deportację, która jest dla niego jak wyrok.
Lew, nie liev – słychać głos lektora na wąskim korytarzu w gmachu na warszawskim Powiślu. Obok w małych salach uczy się polskiego 232 Białorusinów. Najszybciej zapamiętują słowo „relegowany”. Z macierzystych uczelni usunięto ich za to, że w marcu wspólnie uwierzyli w Białoruś bez Aleksandra Łukaszenki.
W więzieniach przeludnienie. Tam gdzie były warsztaty pracy i świetlice, teraz stoją prycze. A z młotkiem czy nożem tapicerskim nie zezwolą do celi. Więźniowie do zabijania czasu dostali więc flamastry. Rysują teraz kolorowanki dla dzieci z rodzin uchodźców. Kto wie, czy ci drudzy nie bardziej uwięzieni?
Jordańczyk, Irakijczyk i Palestyńczyk wrastają w polską prowincję. Łatwiej im niż miejscowym uwierzyć, że to znośny kraj. Na przykład nikt nie odpala tu rakiet w kierunku szkolnych podwórek. Dają się zauważyć demokracja i tolerancja. A do tego dochodzą stare polskie komedie filmowe.