Ministerstwo spraw wewnętrznych nie ma wątpliwości, że obywatele Ukrainy, którzy wjechali do Polski po wybuchu wojny, mogą wrócić do siebie i przyjechać do nas ponownie. Ale Straż Graniczna przepisy interpretuje inaczej.
Gdy na wojnie w Ukrainie walczą mężczyźni, w Polsce trwa zupełnie inna wojna. Wojna kobiet. Codzienna, cicha, bez broni, ale również brutalna.
Zona, która według rządzących miała chronić bezpieczeństwo miejscowych, zatruła im życie. Zakaz przebywania przy granicy z Białorusią wygasł, ale jego konsekwencje zostaną z ludźmi na długo.
Zawracane do lasu, „na drut”, jak mówią wolontariusze, są dzieci bez opieki, osoby niepełnosprawne, kobiety w ciąży czy ofiary handlu ludźmi, którym według międzynarodowego prawa należy się szczególna pomoc – to fragment raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o sytuacji w strefie przy białoruskiej granicy.
Michał Zadara na scenie Teatru Powszechnego zajął się sprawą odpowiedzialności za sytuację uchodźców na białoruskiej granicy: na poważnie, tak jak już dawno powinny instytucje państwowe.
Powroty uchodźców do Ukrainy z nowymi-używanymi autami zaczęły się w kwietniu. W maju na granicy w Budomierzu koło Lubaczowa samochody repatriantów zablokowały prawy pas ruchu. Kierowcy to głównie kobiety. Niektóre z dziećmi. Inne ze starymi rodzicami. Co samochód, to opowieść.
Czego Polacy powinni się wystrzegać, przyjmując miliony ludzi uciekających przed wojną.
Dlaczego Andrzej Sirowacki, Ukrainiec, który stał się w Polsce bohaterem, naraził się swoim rodakom?
Byłby z tego najwyżej scenariusz dla teatrzyku, gdyby nie chodziło o ludzi. Żywych, mających imiona, nazwiska, historie i uczucia, którzy uciekli przed wojną, by w Polsce obrywać rykoszetem.
Wolontariuszom wciąż nie brakuje entuzjazmu, ale tłumi go coraz większe zmęczenie, wypalenie i poczucie bezsilności.