Z wymówieniem siedziby „Tygodnikowi Powszechnemu” jest jak z pomysłem przeprowadzki piramidy Cheopsa. Można coś takiego wymyślić, tylko po co?
Decyzję kurii krakowskiej, by wymówić umowę najmu redakcji „Tygodnika Powszechnego”, można odczytać jako małostkową i lekceważącą historyczne i kulturowe znaczenie tego pisma.
Krzysztof Kozłowski powtarzał, że największą miłością jego życia był „Tygodnik Powszechny” z Jerzym Turowiczem na czele. Dane mi było spotkać Krzysztofa właśnie w „Tygodniku”, gdzie był moim mentorem politycznym i redaktorskim.
Im więcej w polskim Kościele ojca Rydzyka, tym mniej Jana Pawła II, ale też ks. Tischnera i redaktora Turowicza. Właśnie minęło stulecie jego urodzin, a 27 stycznia mija czternasta rocznica jego śmierci.
Mamy ważną rocznicę dla ludzi dobrej woli w Kościele i wśród agnostyków, a może nawet niewojujących ateistów.
O Turowiczu opowiadają: Józefa Hennelowa, Janina Ochojska-Okońska, Anna Szałapak, ks. Adam Boniecki, Krzysztof Kozłowski, Adam Michnik, Andrzej Szczeklik, Stefan Wilkanowicz.
Z radością sięgam po wybór pism Jacka Woźniakowskiego. Sześć tomów!
Radiomaryjne sępy dziobią ks. Adama Bonieckiego. Dziobie bp. Wiesław Mering, dziobie „Nasz Dziennik”, dziobią prawicowi publicyści.
Z okazji 80 urodzin Krzysztofa Kozłowskiego jego przyjaciele wydali księgę.
Roman Graczyk ma kłopot z „Tygodnikiem Powszechnym”. W wydanej właśnie książce opowiada na 500 stronach, jak ludzie „Tygodnika” radzili sobie z werbowaniem ich na agentów. A ja mam kłopot z książką Graczyka.