Wygląda na to, że po 13 latach letargu kohabitacyjny wampir obudzony sejmowym wystąpieniem Andrzeja Dudy jest bardzo głodny. Dowodem tego są wszystkie jego dotychczasowe decyzje.
Kaczyński znów straszy utratą niepodległości, zaś Duda osobiście nigdy nie potrafił się na nią wybić, mimo zaklęć przychylnych mu publicystów, upatrujących oznak tegoż procesu w nic nieznaczących gestach.
Mamy jesień 2023 r. i powszechne przekonanie, że 15 października odbędą się najważniejsze wybory parlamentarne po 1989 r. Towarzyszy mu jednocześnie zdziwienie, że wciąż tak wielu jest w Polsce niegłosujących.
Prezesa PiS w ogóle nie interesuje stan państwa – kraj może być słaby, zadłużony, osamotniony, ustrojowo przesunięty na Wschód, wszystko to furda! Liczy się tylko stan posiadania Nowogrodzkiej.
PiS, jak nacjonaliści w innych krajach Europy, deklarował spójną intelektualnie filozofię „mniej imigrantów, więcej dzieci”. Ale zrobił dokładnie odwrotnie.
Kiedy PO wykorzystuje w kampanii wygenerowany przez sztuczną inteligencję głos premiera Morawieckiego, biją dzwony, że to skandal! Większy niż aktorzy w spocie PiS cytujący scenariusz reklamy? Nie sądzę.
Co zrobić z tym śmierdzącym jajem, podrzuconym opozycji przez rządzących? Otóż moja rada jest prosta – nie ruszać.
Wyciąganie wniosku, że partia PiS jest skazana na nieuchronną utratę poparcia, bo zadziała – jak to elegancko ujmował śp. Ludwik Dorn – generalska para: czas i biologia, może być nieuprawnione.