– Co robicie w Van? – policjanci (skąd oni się wzięli?) z podejrzliwą skrupulatnością kartkują paszporty. No, jak to co? Przecież Urartu, starożytna Tuszpa, no i ten wschodnioanatolijski folklor turecki, znany nam z popularnych tureckich opracowań... Udało się. Z przedstawicielami władzy żegnamy się w nienagannej komitywie. Nabieramy właśnie powietrza, żeby odetchnąć z ulgą, kiedy: – Torba! – i kolejna grupa umundurowanych otacza nas zwartym kołem. – Torba – policjant mierzy w nas kościstym palcem. Wertuje zawartość bagażu: książka z poezją staroturecką, przewodnik po Turcji, szczotka do włosów, portfel, dokumenty. Staramy się notatnikami przysłonić grzbiety otrzymanych w Hadepie (Demokratyczna Partia Ludowa) kurdyjskich czasopism. Nielegalnych na tureckim wschodzie.
Ziemia musiała się zatrząść i tu, i tu, pochłaniając dziesiątki tysięcy ofiar, by Turcy i Grecy, odwieczni nieprzyjaciele (choć sojusznicy z NATO), wyciągnęli do siebie ręce. Deklaracje pomocy składane sobie wzajemnie mają znaczenie symboliczne i - przede wszystkim - praktyczne.
Śmierć przychodzi po czterech dniach. To znaczy, według statystyk ratowników, człowiek pod gruzami i w upale żyje 96 godzin. Czasem dłużej, jeśli nie odniósł ran i jest silny psychicznie. Pomoc musi więc nadejść w ciągu pierwszych dni katastrofy. Czy może nadejść? Turcja - w rozgoryczeniu i żalu - szuka winnych tragedii.
Po kilku dniach już wiadomo: to był jeden z największych kataklizmów w dziejach Turcji. Trzęsienie ziemi, które nawiedziło tereny zamieszkane przez 45 proc. ludności kraju, pochłonęło ponad 12 tys. ofiar. Tyle dotychczas odnaleziono. Bezdomnych jest o wiele więcej, ale Turcy, obawiając się kolejnych wstrząsów sejsmicznych, najpewniej czują się pod gołym niebem.
Dlaczego naród liczący 30 mln ludzi nie jest w stanie stworzyć własnej i samodzielnej państwowości? Kurdowie uważają się za potomków starożytnych Medów, którzy w roku 612 p.n.e. wespół z Babilończykami zniszczyli Imperium Asyryjskie i zrównali z ziemią Niniwę, przejmując panowanie nad prawie całym Bliskim Wschodem. To co powoduje konflikty, zdarzyło się jednak w historii najnowszej: Kurdystan został podzielony w XVII w. między Imperium Osmańskie oraz Persję, od tego czasu Kurdowie wzniecali liczne powstania.
- Kurdystan?! Co to jest Kurdystan?! Nie ma żadnego Kurdystanu! - wściekł się w czasie skądinąd sympatycznej rozmowy właściciel lodziarni w Ankarze. W południowo-wschodniej Turcji obowiązuje prawo stanu wyjątkowego. W zależności od sytuacji poszczególne miasta, wsie, doliny są strefą zakazaną dla cudzoziemców albo tylko dla ich gorszej części - dziennikarzy. Powodów może być wiele: właśnie zaatakowali rebelianci z Partii Pracujących Kurdystanu - PPK (właśnie rozpoczął się proces ich lidera Abdullaha Ocalana, porwanego w Kenii przez tureckich agentów); ruszyła kolejna ofensywa armii rządowej, która w pogoni za "terrorystami" znowu się zapędzi daleko w głąb Iraku; wybuchła gdzieś bomba; zbliżają się wybory i zaraz parę regionów albo po prostu cały południowy wschód zostaje ogłoszony zoną zamkniętą. Jak to w demokracji.
Turcy idą do urn. Po wybuchu narodowej euforii na wieść o uwięzieniu Abdullaha Ocalana, tropionego przez 15 lat przywódcy terrorystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Po słodkim smaku upokorzenia wspierającej Kurdów Grecji. Po uwięzieniu z poduszczenia świeckich wojskowych popularnego islamskiego mera Stambułu. Po kolejnym raporcie o spadającej inflacji i rosnącym wzroście gospodarczym. Ale najbardziej sceptyczni Turcy mówią, że prawdziwe wybory już za nimi: latem zeszłego roku wybrano nowego szefa sztabu tureckiej armii.
Pierwsi gastarbeiterzy (robotnicy gościnni) przybyli do Niemiec przed prawie 44 laty. Kraj rozwijał się, rąk do pracy brakowało, za przyprowadzenie nowego pracownika szef dawał nagrodę. Dawało też państwo: milionowy robotnik, który przyjechał do RFN w 1964 r. - był to Portugalczyk - został obdarowany motocyklem, a Bonn podejmowało go niczym męża stanu. Po 40 latach imigracji cudzoziemców mieszkających stale w Niemczech, niekiedy już w trzecim pokoleniu, jest kilka milionów. Rząd SPD-Zieloni wyszedł z inicjatywą nadania im podwójnego obywatelstwa. Oprotestowała to opozycja.
W marcu rozpocznie się proces przywódcy kurdyjskiego Abdullaha Ocalana, schwytanego w Kenii w wyniku współpracy wielu służb wywiadowczych świata. Kto będzie sądzony: terrorysta czy bojownik słusznej sprawy, zbrodniarz czy apostoł wielomilionowego narodu, od lat walczącego o swoje miejsce na ziemi, marksistowski rebeliant czy patriota?
75 lat temu młody, ambitny generał chciał przenieść swój kraj z Azji do Europy, zmienił alfabet i kalendarz, kobietom zdjął czadory, mężczyznom kazał wdziać marynarki i kapelusze, odebrał władzę duchownym. Dziś Turcy są rozgoryczeni - Stary Kontynent nie chce ich wpuścić na salony, czyli do Unii Europejskiej. Toteż grozi rewanżem: zablokowaniem rozszerzenia NATO i zerwaniem unii celnej z Brukselą. Ta gorycz wynika z faktu, że Turcja pragnie stać się integralną częścią Zachodu, a Zachód tego nie dostrzega.