Współcześni Turcy dokonali rzeczy niebywałej – doprowadzili do sytuacji, w której atakowani są jednocześnie przez dwie strony walczące ze sobą na śmierć i życie po drugiej stronie granicy.
Miało być 400, a jest 258 – to skala porażki Recepa Tayyipa Erdoğana.
Niedzielne wybory pokazały, że w Turcji nie mieszkają tylko Turcy-muzułmanie, co na dłuższą metę może być ważniejsze niż porażka ekipy Erdoğana.
W ostatnich latach turecka polityka zaczęła przypominać serial telewizyjny. Teraz telewizja chce przypominać politykę.
Dotąd Turcy kojarzyli nas co najwyżej z Janem Pawłem II, Lechem Wałęsą i pojedynczymi piłkarzami. W ostatnim roku polska kultura prawdziwie podbiła Bosfor i okolice.
Wizyta Franciszka nie przyniesie szybkich skutków politycznych, ale jej religijna symbolika jest jakimś powiewem nadziei.
Nie da się budować w Turcji nowej, otwartej tożsamości, bez przyznania, że to również jest kraj Kurdów.
Zwycięstwo w wyborach prezydenckich dało Recepowi Tayyipowi Erdoğanowi poczucie, że ma poparcie narodu. Ale jego autorytarne rządy nie wszystkim się podobają. Najlepiej widać to w Stambule, gdzie protesty mieszkańców przybierają coraz bardziej osobliwe formy.
Zaskoczenia nie było. Dotychczasowy premier Turcji, Recep Tayyip Erdoğan, zostanie 12. prezydentem tego kraju, a zarazem pierwszym pochodzącym z bezpośrednich wyborów.
Sondaże dawały Recepowi zwycięstwo w pierwszych powszechnych wyborach prezydenckich już w I turze. To się potwierdza.