Czy Bruksela zajmie się kiedykolwiek na poważnie Trybunałem Julii Przyłębskiej? To jedno z najdrażliwszych pytań, które europosłowie zadali dziś Komisji Europejskiej. Władzy PiS nie spodoba się też opinia rzecznika generalnego TSUE w sprawie dwóch pytań prejudycjalnych o praworządność w Polsce.
Formalne, nieformalne bądź – nazwijmy to – ideowe związanie z władzą mogło być czynnikiem dyskwalifikującym wszystkie zgłoszone przez Polskę kandydatury do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Z Unii nas nie wyrzucą, co najwyżej wstrzymają dotacje. Drobiazg. Po co premier Mateusz Morawiecki idzie do Trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie orzeczeń TSUE?
Komisja Europejska zdecydowała o skierowaniu do Trybunału Sprawiedliwości UE wniosku o środek tymczasowy, który m.in. nie dopuściłby do zatrzymania Igora Tulei. I skarży Polskę z powodu „ustawy kagańcowej”.
W polsko-niemieckiej wojnie gazowej zyskaliśmy poważne szanse na wygraną w bitwie o OPAL, największe lądowe odgałęzienie bałtyckiej magistrali Nord Stream.
Nie ma żadnych podstaw do utrzymywania, że TSUE wykroczył poza kompetencje i naruszył polski porządek konstytucyjny. Ale rządzący zapewne nie przejmą się takimi argumentami.
Czy warto się teraz kopać z władzą polityczną, która ma aparat przemocy w postaci postępowań dyscyplinarnych, prokuratury i odbierania sędziowskich immunitetów? Warto.
Jak podkreślił Trybunał Sprawiedliwości UE, jeśli „sąd krajowy” oceni, że kwestionowane zmiany ustawodawcze w sprawie działania neo-KRS wprowadzono z naruszeniem prawa UE, to zgodnie z zasadą pierwszeństwa tego prawa powinien „odstąpić od zastosowania się do tych zmian”.
Komisja Europejska daje Polsce miesiąc na powstrzymanie Izby Dyscyplinarnej od wszelkich działań wobec sędziów.
PiS nie miał prawa zakazać NSA oceny prawidłowości konkursów na sędziów zorganizowanych przez neo-KRS – ocenił rzecznik generalny TSUE Evgeni Tanchev.