Katastrofa w Azji wystawiła na ciężką próbę wiarę milionów wyznawców wielkich religii świata.
– Ayen – wymówił jej imię na wpół świadomie. – Ayen – powtórzył sam do siebie. To była ona, jego narzeczona. Anan odnalazł ją po dziesięciu dniach. Dziesięciu długich dniach, które upłynęły od tamtego poranka, 26 grudnia, kiedy mordercze tsunami zburzyło połowę ich rodzinnego miasta Banda Aceh na północy Sumatry.
Tsunami jest tragedią wielką i głośną. Ale w naszych czasach zdarzyła się katastrofa jeszcze większa, o której wciąż niewiele wiemy. Trzęsienie ziemi w chińskiej prowincji Hebei 28 lat temu pochłonęło prawdopodobnie ponad 600 tys. ofiar.
Fale tsunami dotarły aż do brzegów Bałtyku. Szwecja, kraj, który przez dwa wieki unikał konfliktów wojennych, ciągle nie może się doliczyć prawie dwóch tysięcy obywateli, zabitych lub zaginionych bez wieści po kataklizmie w Zatoce Bengalskiej. To największa tragedia od 1709 r.
Z góry widać kilometry brudnej mazi z trudno rozpoznawalnymi kupami śmieci, ślady fundamentów domów, przypominające maleńkie pola ryżu, wielkie kałuże, jakieś deski. Ocalał tu tylko biały meczet.
W drugi dzień chrześcijańskich świąt Bożego Narodzenia świat nauczył się nowego słowa: tsunami. Wieści o tragedii w Azji rozchodziły się po globie niczym sama śmiercionośna fala, siejąc zgrozę i wywołując odruch współczucia. Być może ta katastrofa zmieni na trwałe nasze myślenie i działanie w obliczu klęsk żywiołowych: jesteśmy przecież jedną rodziną ludzką, dziećmi jednego Boga o wielu imionach.
Tylko raz w całej dotychczasowej historii świata – w 1975 r. w chińskim mieście Haicheng – udało się ostrzec mieszkańców przed trzęsieniem ziemi. Mieszkańcy irańskiego Bam nie mieli tego szczęścia. Czy kiedykolwiek można będzie skutecznie prognozować te kataklizmy?
Po trzęsieniu ziemi największym problemem jest stawienie czoła skutkom katastrofy, ponieważ zawsze brakuje wody, elektryczności i lekarstw. Drugim najpoważniejszym problemem jest umiejętność skorzystania z międzynarodowej pomocy.
W centrum Ahmedabadu byłem w nocy 30 stycznia, już po głównym trzęsieniu. Ciągle jeszcze trzęsło, do końca burząc resztki, które ocalały po pierwszym ataku ziemi. Ta część miasta, wysokie centrum mieszkaniowe i ulice bogatych willi z satelitarnymi antenami na dachach, przestała nagle żyć. Przetrwały tylko budynki rządowe.