Wedle PiS sędzia miał wobec partii trzymać „ruki pa szwam” – wszak to ona nominowała go do Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem zdarzyło mu się wybić na niepodległość.
To nie Sejm ma klucz do zakończenia wojny o Trybunał Konstytucyjny.
28 maja minęło 30 lat od wydania pierwszego orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny.
Ani spotkanie wiceszefa Komisji Europejskiej Timmermansa, ani spotkanie parlamentarnej opozycji z udziałem „obserwatora” z PiS nie przyniosły przełomu.
Zgodziliśmy się, że Polska musi rozwiązać ten problem sama wewnętrznie – mówiła premier Beata Szydło po spotkaniu z wiceszefem KE.
Już sam fakt, że instytucja tej rangi musi zajmować się polskimi sporami, musi być odebrany jako kolejna (!) żółta kartka dla Polski.
Jeśli zapytać w Polsce kogoś z prawicy o poglądy, prawie zawsze odpowie: jestem konserwatystą. Wynikałoby, że konserwatyzm jest u nas jednym z dominujących światopoglądów. Niezupełnie. A nawet – zupełnie nie.
Ponieważ intencje PiS w sprawie TK są znane od dawna, trudno ten projekt inaczej interpretować niż jako próbę ograniczenia swobody działania sądu konstytucyjnego.
Minister Paweł Szałamacha powinien napisać list do kogoś decyzyjnego, potężnego, kto rzeczywiście może sytuację poprawić i innym kazać działać w pozytywny sposób. Czyli do prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
PiS przedstawił nowy projekt ustawy o TK. Ma to być kompromis stanowiący preludium do ostatecznego uregulowania zasad dotyczących TK i jego działalności. Czy rzeczywiście?