Prof. Janusz Reykowski, członek Biura Politycznego KC PZPR, o zagrożeniach demokracji, nowym układzie sił i cechach dobrego przywództwa.
Otwarte granice, podróże i studia w każdym miejscu na świecie, dobrze zaopatrzone sklepy i cenne poczucie wolności. Z drugiej strony – odwieczne przekonanie, że wszystko nam się należy. Polacy opowiadają, jak się żyje w wolnym kraju.
Rozstrzygająca tura wyborów za nami, opadają emocje, biedną hasta, rozmywają się w strugach deszczu plakaty. Czwarta Rzeczpospolita staje się faktem.
Oficjalnie kampania wyborcza rozpoczęła się 10 maja 1989 r., nie trwała więc nawet pełnego miesiąca, a sensacji było więcej niż podczas wszystkich kampanii minionego 40-lecia razem wziętych.
Wojciech Jaruzelski został prezydentem i przewodził Rzeczpospolitą w latach 1989–1990. Ale czy ten urząd w ogóle był potrzebny? I jak wyznaczano zakres jego kompetencji?
Kampania wyborcza jest próbą dla słów. Słowa układają się w programy, które mają przyciągnąć wyborców, pozyskać ich przychylność i głosy.
Pod jednym wszakże względem wybory te wyjaśniają mało – mianowicie nie dają odpowiedzi na pytanie: dokąd zmierzamy? Poza ogólnikami, że Polska idzie ku demokracji i gospodarce rynkowej, pozostają duże znaki zapytania.
Gdyby za miarę ożywiania politycznego brać to wszystka, co można znaleźć na murach, witrynach sklepów i przystankach, właśnie Żoliborz wiódłby w stolicy prym. Nie ruszając się z placu Komuny Paryskiej, można się dowiedzieć więcej niż z gazet.
Uroczystości 20-lecia 'pierwszego niekomunistycznego rządu' boleśnie przypominają, jak bardzo w ciągu tych dwóch dekad popsuła się jakość polskich polityków i polityki.