Pokolenie, które przeprowadziło transformację ustrojową, zbudowało polski biznes, rozkręciło korporacje i przeszło przez falę rozwodów, kolejnych partnerów szuka po dawnemu w biurach matrymonialnych. Niby starych, ale jednak nowych.
Tinder przeszło 10 lat temu zrewolucjonizował rynek stron i aplikacji randkowych i zmienił przez ten czas swoje oblicze. A raczej: zmienili się jego użytkownicy.
Przejadły nam się aplikacje randkowe, tak jak przejadły się frytki z batatów i inne efektowne, ale zapychające tylko na chwilę przekąski. Czas na coś treściwszego – dosłownie.
Rozmowa z dr. hab. Mirosławem Filiciakiem, kulturoznawcą z Uniwersytetu SWPS, o tym, czego szukamy na portalach randkowych, o paraliżującym nadmiarze wyboru i randkach w supermarkecie.
Dwie nowe produkcje Netflixa – dokument „Oszust z Tindera” i oparty na faktach serial „Kim jest Anna?” – przypominają, że oszustwo nie zawsze popłaca, za to czasami przynosi pożądane efekty.
U progu lat 20. o mediach społecznościowych jedno wiemy na pewno: ich użytkownicy mają nie jedną, ale wiele różnych twarzy. Gwiazda country Dolly Parton właśnie przypomniała o tym światu.
Od chwili powstania w 2013 r. Tinder przeszedł ewolucję – aplikacja bardziej niż serwis randkowy przypomina grę, której model działania oparty jest na zakupach albo subskrypcji.
Aplikacja randkowa Grindr sprzedawała firmom zewnętrznym informacje o tym, czy jej użytkownicy chorują na HIV i jaka jest ich orientacja seksualna. Skandal przypomina ten wokół Facebooka i Cambridge Analytica, tyle że dane udostępniane przez Grindra są dużo wrażliwsze.
Chyba po raz pierwszy w historii społecznej świata to starzy przejęli zwyczaje randkowe młodych.