Mnożą się inicjatywy negujące koronawirusa. Uczestnicy marszów w europejskich stolicach domagają się „prawdy o zarazie” i wolności. Bo covid-19 „to zwykłe przeziębienie”.
Dla 100 tys. członków grupy „Nie wierzę w koronawirusa” noszenie maseczek jest objawem „koronaparanoi”. Nazywają je „szmatami bez atestu”. O sobie mówią „obudzeni”, „wolni ludzie”. Reszta świata to „covidioci”.
Teorie spiskowe, choćby mnożące się przy okazji pandemii, są rodzajem dawnych baśni. Ochoczo piszą je internauci z całego świata.
Wszyscy obiecują nam cuda nowego, cyfrowego świata: inteligentne miasta i domy, zrobotyzowane fabryki, opiekę e-medyczną, auta jeżdżące bez kierowców. Jest tylko jeden warunek: wcześniej musi powstać sieć mobilnej łączności 5G. I z tym mamy problem.
Oto wieść, która rozgrzewa różne światowe media – domniemana śmierć Kanadyjki Avril Lavigne.
Osoby rozpowszechniające teorie spiskowe to nie zagubieni w rzeczywistości paranoicy. To całkiem zdrowi, wręcz wyrachowani ludzie, którzy dzięki intrygom pragną dojść do władzy.
Prof. Radosław Markowski, socjolog przewidywał niedawno, że doczekamy się kłopotów przez atmosferę jadowitości i podejrzliwości, która towarzyszy wychowywaniu młodych Polaków w ostatnich latach. Jak to wygląda z perspektywy psychologii?
Niektóre teorie spiskowe są tak piękne, że aż chce się w nie uwierzyć.
Czy w Polsce znaleźliby się wyborcy partii skrajnie prawicowych?
Ruch „poszukiwaczy prawdy” wytrwale propaguje w USA teorie spiskowe na temat zamachów terrorystycznych. Brakuje im tylko niezbitych dowodów.