Po raz trzeci odbył się w Łodzi Festiwal Dialogu Czterech Kultur. I po raz kolejny okazało się, że karkołomny z pozoru pomysł przynosi bardzo ciekawe rezultaty.
Co to za plenerowy festiwal, skoro dzieje się głównie pod dachem i na wszystko trzeba kupować bilety – złościli się bywalcy poznańskiej Malty. Ale taka jest tendencja, teatry plenerowe spoważniały.
Ilu trzeba sezonów, żeby zbudować zespół teatralny, ukształtować profil artystyczny, zdobyć publiczność? Co najmniej kilku. Ilu trzeba sezonów, by zniszczyć to wszystko do dna? Wystarczy jeden. Przykład: łódzki Teatr Nowy pod rządami Grzegorza Królikiewicza.
Projekt teatralny Teren Warszawa miał stanowić protezę na czas generalnej modernizacji warszawskiego Teatru Rozmaitości. Do remontu nie doszło, a sceniczny ekwiwalent okazał się jednym z najciekawszych artystycznych przedsięwzięć w stolicy w ostatnich latach.
Czyżby, o ironio, do Gombrowicza przyklejała się gęba klasyka, którego trzeba czytać w szkole, ponieważ „wielkim pisarzem był”? A może pora na nową lekturę jego utworów?
Jaki jest polski Hamlet 2004 r.? W inscenizacji przygotowanej dla Teatru Telewizji przez początkującego reżysera filmowego Łukasza Barczyka to młodzieniec smętny i trochę nijaki, podobny do swych rówieśników, dwudziestoparolatków, spotykanych na ulicy. Woli nie być, niż być za wszelką cenę.
Przykro patrzeć, w jak żałosny sposób nie potrafimy mówić językiem artystycznym o niedawnej przeszłości. Dotyczy to także młodych autorów, którzy niezwykle łatwo ulegają stereotypom i schematom, a o czasach, w których dorastali, nie są w stanie wykrztusić nic oryginalnego.
Laureat Nobla w dziedzinie literatury Dario Fo wystawił farsę, w której mózg Putina przeszczepiono Berlusconiemu. Osobiście gra premiera Włoch z rozumem prezydenta Rosji.