Miałam plany na pięć lat do przodu, teraz nie wiem, co będzie za pięć godzin. Talibowie zabrali mi przyszłość. Cały czas się boję, że po mnie przyjdą – opowiada Możgan, która od 15 sierpnia nie wychodzi z domu.
Komisje obu izb Kongresu grillowały sekretarza stanu Antony′ego Blinkena, próbując ustalić, kto odpowiada za „fiasko Afganistanu”: Biden czy Trump? Blinken tego nie przyznał, a krótka odpowiedź brzmi: obaj. Mniej więcej po równo, choć w odmienny sposób.
Nowy rząd talibów nie jest „inkluzywny”, jak zapowiadali. Nie ma w nim oczywiście kobiet. Nie udowadnia choćby symbolicznie, że talibom udało się przyciągnąć dawne elity do swojej władzy.
Choć wciąż nie wiemy, jaki będzie ostateczny kształt nowego państwa, nowej rzeczywistości, którą dla Afgańczyków urządzają talibowie, mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że nie będzie już koncertów, które Mariam mogłaby poprowadzić. Jej i moim koleżankom z Kabulu, tym, które pospiesznie wyjeżdżały, i tym, które zostały, nagle urwało się życie.
Pierwsze decyzje emiratu wskazują na wciąż polityczne myślenie jego przywództwa, a nie na chęć zemsty. W każdym publicznym wystąpieniu talibowie zapewniają o woli utrzymania relacji ze światem. Ale czy szczerze?
Jeśli Państwo Islamskie jest największym wrogiem Stanów Zjednoczonych, to czy w walce z nim talibowie mogą odegrać rolę użytecznego sojusznika USA?
Największą obawą Zachodu była odbudowa wpływów i struktur ISIS i Al-Kaidy. Ten scenariusz może nadejść szybciej, niż ktokolwiek oczekiwał, bo wszystko dzieje się w Afganistanie szybciej, niż przewidywano.
Atak w Kabulu przerwał proces ewakuacji i potwierdził obecność w Afganistanie najbardziej radykalnego ugrupowania islamizmu, które po wycofaniu się wojsk amerykańskich będzie miało pełną swobodę działania. Według informacji Pentagonu zginęło co najmniej 12 żołnierzy USA.
Nie mam już pracy, kręgu przyjaciół, domu, ojczyzny. Czeka nas czarna przyszłość – mówią Afganki. Jak wygląda sytuacja w Afganistanie po upadku rządu Aszrafa Ghaniego i wejściu talibów do Kabulu?
Talibowie coraz częściej podkreślają, jak mocno się zmienili; na każdym kroku mówią, że chcą „inkluzywnego” rządu. Czy to jeszcze propaganda, czy już polityka?