Film „Kos” przypomniał Kościuszkę republikanina, rewolucjonistę. Warto przy okazji spojrzeć na niego inaczej, prywatnie. Zawsze wybierał kobiety poza swoim zasięgiem: za wysoko urodzone, za młode, mężatki. Zawsze otoczony adoratorkami, z żadną nie związał się na stałe.
Jak szlachcic na jednej wsi z zacofanego obrzeża Europy został ojcem narodu.
O tym, kto był zdrajcą u kresu istnienia Rzeczpospolitej, dlaczego szlachta zgodziła się na targowicę i co oznaczają rozbiory Polski dla współczesnej Białorusi, opowiada historyk dr Vadzim Anipiarkou.
Pamięta się, że w powstaniu kościuszkowskim, które wygasło jesienią 1794 r., walczyli chłopi. Nie pamięta, że walczyli także po stronie Rosjan, siłą wcielani do armii albo pędzeni przed wojskiem jako żywe tarcze.
Kurpie słynęli z celnego oka i umiłowania wolności. To sprawiło, że byli pierwszorzędnymi obrońcami Rzeczpospolitej. Hrabia Potocki stworzył z nich jednostkę, dzisiaj powiedzielibyśmy, komandosów.
Film o Tadeuszu Kościuszce ma wyreżyserować Paweł Maślona. Takiej produkcji w naszej kinematografii współczesnej dramatycznie brakuje. Brakuje też właśnie takiego bohatera.
Problemy z realizacją ostatniej woli zmarłego przed 200 laty Tadeusza Kościuszki mieli Amerykanie i mają Polacy.
Białorusini ostro spierają się, czy Tadeusz Kościuszko nadaje się na ich bohatera narodowego. Sprawa ma wymiar geopolityczny.
Niektóre z miejscowości o nazwie Warsaw w Stanach Zjednoczonych zyskały swe miano nie od osiadłych tam Polaków, lecz od miłośników pewnej zapomnianej powieści, z której tropy prowadzą do Kościuszki i Sobieskich.
Powołana w marcu 1765 r. akademia, zwana potocznie Szkołą Rycerską, kształciła młodzież nie tylko na wybitnych dowódców, ale i na dżentelmenów, poliglotów, którzy potrafiliby się znaleźć na światowych salonach.