312 wygranych z rzędu walk, złote medale na olimpiadzie w Atlancie, mistrzostwach świata, Europy i Polski. Jednak dwa lata po zakończeniu kariery zawodniczej Paweł Nastula szuka nowych wyzwań, przygotowując się do startu w Japonii w zawodach wszechstylowej walki wręcz.
Sporty walki znów stały się w Polsce bardzo modne. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się kursy stylów i systemów zabójczo efektywnych: tajskiego boksu, brazylijskiego ju-jitsu, izraelskiej Krav Magi, rosyjskiego sambo.
Każdy turniej walk bez reguł swoje reguły jednak ma. Nigdzie nie wolno bić w kręgosłup, w pachwinę, palcami w oczy, pluć i ciągnąć za włosy. W moskiewskim Pankrationie wolno bić z głowy, a w petersburskim M 1 nie. Gdzieś można łokciem, a gdzieś tylko przedramieniem, czasem nie można skopać leżącego.
Węgajty – mazurska wioska ledwie stuosobowa. Chłopcy z zakapiornej warszawskiej Pragi ćwiczą razem z dzieciakami ze wsi capoeirę – sztukę walki brazylijskich niewolników. – Ale ładnie się gimnastykują! – zachwyca się zza płotu tęga sąsiadka. – Pierdoły jakieś – ripostuje sąsiad.
O Rafale Kubackim, mistrzu świata w judo, co kilka lat zaczyna się mówić, że marnuje możliwości dane mu przez naturę. Wtedy Kubacki zdobywa tytuł mistrza świata w najtrudniejszej kategorii open i krytycy na jakiś czas milkną. Kiedy Jerzy Kawalerowicz powierzył mu rolę Ursusa w „Quo vadis” według powieści Henryka Sienkiewicza, znów podniosły się głosy, że byłoby lepiej, gdyby Kubacki skoncentrował się na przygotowaniach do wrześniowej olimpiady w Sydney.
Zanim zaczniesz ćwiczyć tai-chi, stań prosto twarzą ku północy. Trzymaj głowę, szyję i tułów w jednej linii, prostopadle do ziemi, ale tak rozluźnione, jak tylko potrafisz. Wystrzegaj się świadomej mimiki i opróżnij umysł z myśli. W rezultacie twoja twarz przybierze wyraz pogody, symbolizujący stan wu-chi.