Czy Polacy umieją zawierać między sobą polityczne kompromisy? Kiedyś potrafili, nawet w czasach rozpasanej wolności szlacheckiej.
W I Rzeczpospolitej nazwiska były, ale nie dla wszystkich i jakby nie do końca. Jako element identyfikacji pojawiły się w polskiej myśli prawniczej dopiero w drugiej połowie XVIII w. A obowiązek ich posiadania wprowadziły państwa zaborcze.
Warchoł, ten znany nam historycznie, najczęściej sieje zamęt nie tyle dla naprawy Rzeczypospolitej, ile wskutek osobistej, chorej wizji świata, kłótliwości, braku szacunku dla innych osób, prawa, przekonań, uczciwości. Warchoł nie słucha innych, a jeśli słucha, to z pozycji zawsze lepiej wiedzącego.
Nie należy ulegać sugestiom kronikarzy szlacheckiej przeszłości, a tym bardziej malarzy przedstawiających modelowy dworek szlachecki. „Biały prostokąt wśród kwietnych rabatów, ganek na kolumienkach i wielki grzyb łamanego gontowego dachu” – wszystko to pojawia się dopiero u schyłku dawnej Rzeczypospolitej. Przedtem i potem dwór był niczym ul, do którego dodawano w miarę potrzeb kolejne komórki.
Między połową XVII a początkiem XVIII wieku, gdy szlachta polska sama pozbawiała swe państwo atrybutów suwerenności, bo myślała tylko o swej wolności od władzy, od prawa, od świadczeń na rzecz silnej administracji i silnej armii, dokonała się gruntowna zmiana układu sił w Europie. Do tego czasu liczącymi się mocarstwami były Hiszpania, Francja, Niderlandy, Cesarstwo, Polska, Szwecja. A główna oś, wzdłuż której układały się konflikty europejskie, łączyła Bałtyk z Morzem Śródziemnym, Północ z Południem.
Klęska III Rzeszy położyła kres masowej propagandzie tezy o istnieniu ras ludzkich w czystej postaci. Od dawna zaś wiadomo, iż żadna z kultur narodowych nie pozostaje wolna od obcych wpływów, sama z kolei oddziałując na inne kręgi cywilizacyjne. W tej sytuacji najbardziej oporna na krytykę badaczy okazuje się teza o istnieniu całkowicie oryginalnej kultury chłopskiej.