„Król” Szczepana Twardocha to opowieść o Warszawie końca lat 30. XX w. Brawurowo napisana, uwodząca i zwodząca czytelnika.
Kto posłuchałby ich rozmów, nie zgadłby, że zajmują się literaturą, a nie choćby stolarką. Wszyscy wyszli ze świata fantastyki, ale każdy jest zupełnie innym pisarzem: Szczepan Twardoch, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak i Jakub Żulczyk.
Rozmowa z pisarzem Szczepanem Twardochem o jego nowej powieści, tajnej historii Śląska i pokrzepieniu płynącym z myślenia o śmierci.
Dansingowo-wodewilowa wizja polskiej historii.
Bękart wersalski, małpa z zegarkiem czy też tłuszcza pod biało-czerwoną flagą – za te i gorsze słowa o Polsce nikt jeszcze nikogo po prokuraturach nie ciągał.
Rozmowa z laureatem Paszportu POLITYKI pisarzem Szczepanem Twardochem o tożsamości, pograniczu i mocnej „morfie”.
Myślę, że Hela życzy mi śmierci. Chciałaby zostać wdową w czerń spowitą, pielęgnować mój grób z krzyżem brzozowym, wychowywać Jureczka w przekonaniu, iż jego tatuś był dzielnym Polakiem...
Tak dobrze skonstruowanej powieści nie mieliśmy już dawno. Warszawa, 1939 r., październik, Konstanty Wilemann, pół-Polak, pół-Niemiec, budzi się na kacu i próbuje sobie uświadomić, kim jest.
Kupiłem ostatnio zdalnie „Wykłady z filozofii dziejów” Hegla, z powodów dość ekscentrycznych, o których zmilczę, bo się trochę wstydzę.
Dziwna nastolatka w pociągu, dzielimy stolik w wagonie bez przedziałów.